Want to create interactive content? It’s easy in Genially!
Kochanowski - Tren VII i VIII
dianabolechowska22
Created on November 14, 2022
Start designing with a free template
Discover more than 1500 professional designs like these:
Transcript
Start
Treny (I, V, VII, VIII) Jan Kochanowski
Tren
gatunek
Łączono go wtedy z dostojnymi osobami – królami, mędrcami, bohaterami, na cześć których go wykonywano. Do literatury polskiej wprowadził go Kochanowski, tworząc swój cykl trenów poświęconych zmarłej córce – Urszuli. Wśród kontynuatorów Kochanowskiego znaleźć można Kniaźnina, Słowackiego czy Broniewskiego.
Utwór poetycki o tonie elegijnym i żałobnym charakterze, poświęcony wspomnieniu osoby zmarłej, rozpamiętywaniu jej zalet i uczynków. Gatunek ten powstał już w antyku, tworzyli w nim m.in. Owidiusz i Pindar.
Nieszczęsne stroje, smutne ubioryMojej najmilszej córki! Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie, Żalu mi dodajecie? Już ona rąk i nóg swych wami nie odzieje - Nie masz, nie masz nadziei! Chwycił ją sen żelazny, twardy, taki, z którego nie da się obudzić... Już letnia sukienka wielobarwna I wstążki na nic, i paski złocone, Matczyne dary niepotrzebne. Nie do takiego łoża małżeńskiego, moja dziewczyno droga, Miała cię biedna matka Doprowadzić! Nie taką obiecała ci wyprawę, jaką dała Koszulę z białego płótna i sukienkę skromną; Ojciec ziemi kawałek ziemi W główki włożył. - Niestety, i posag, i ona W jednej skrzynce zamknięta
Tren VII - tł.
Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubioryMojej najmilszej cory! Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie, Żalu mi przydajecie? Już ona członeczków swych wami nie odzieje - Nie masz, nie masz nadzieje! Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany... Już letniczek pisany I uploteczki wniwecz, i paski złocone, Matczyne dary płone. Nie do takiej łożnice, moja dziewko droga, Miała cię mać uboga Doprowadzić! Nie takąć dać obiecowala Wyprawę, jakąć dała Giezłeczkoć tylko dała a lichą tkaneczkę; Ojciec ziemię brełeczkę W główki włożył. - Niestetyż, i posag, i ona W jednej skrzynce zamkniona.
Tren VII
Wielkie uczyniłaś mi pustki w domu moim, Moja droga Urszulo, tym swoim zniknięciem! Pełno nas, a jakby nikogo nie było: Jedną malutką duszą tak wiele ubyło. Mówiłaś za wszystkich, śpiewałaś za wszystkich, Biegałaś po wszystkich kątach w domu. Nie dawałaś mamie powodów do zmartwień Ani ojcu nie zawracałaś głowy myślami, To tu, to tam, wdzięcznie obejmując Swoim uciesznym śmiechem zabawiając. Teraz wszystko umilkło, prawdziwe pustki w domu, Nie ma radości, nikt się nie śmieje. Zewsząd żal człowieka tylko chwyta, A serce na darmo wypatruje swojej pociechy.
Tren VIII - tł.
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim! Pełno nas, a jakoby nikogo nie było: Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło. Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała, Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała. Nie dopuściłaś nigdy matce się frasować Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować, To tego, to owego wdzięcznie obłapiając I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając. Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu, Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu. Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje, A serce swej pociechy darmo upatruje.
Tren VIII
Wszystkie płacze, wszystkie łzy Heraklita I lamenty, i skargi Symonidesa, Wszystkie troski na świecie, wszystkie wzdychania I żale, i smutki, i rąk załamania, Wszystkie razem przyjdźcie do mojego domu, Pomóżcie mi opłakiwać moją miłą dziewczynkę, Z którą mnie bezbożna śmierć rozdzieliła I wszystkich moich radości mnie pozbawiła. Tak więc smok, upatrzywszy gniazdo ukryte, Słowiki słabe zabiera, i swoje łakome Gardło karmi; tym czasem matka szczebiota Uboga, i na zbójcę się rzuca. Próżno, bo i ku niej okrutnik zmierza, A ona biedaczka ledwie uchodzi cało. "Próżno płakać" - podobno drudzy mówicie. Cóż, na Boga żywego, nie na próżno na świecie? Wszystko nadaremnie, dotykamy, gdzie jest bardziej miękko, a tymczasem: błądzeniem jest życie ludzkie. Nie wiem, co lżejsze: czy w smutku cierpieć, Czy z naturą walczyć?
Tren I - tł.
Wszytki płacze, wszytki łzy Heraklitowe I lamenty, i skargi Symonidowe, Wszytki troski na świecie, wszytki wzdychania I żale, i frasunki, i rąk łamania, Wszytki a wszytki zaraz w dom sie mój noście, A mnie płakać mej wdzięcznej dziewki pomoście, Z którą mię niepobożna śmierć rozdzieliła I wszytkich moich pociech nagle zbawiła. Tak więc smok, upatrzywszy gniazdo kryjome, Słowiczki liche zbiera, a swe łakome Gardło pasie; tym czasem matka szczebiece Uboga, a na zbójcę co raz sie miece. Prózno, bo i na samę okrutnik zmierza, A ta nieboga ledwe umyka pierza. «Prózno płakać» — podobno drudzy rzeczecie. Cóż, prze Bóg żywy, nie jest prózno na świecie? Wszystko prózno; macamy, gdzie miękcej w rzeczy, A ono wszędy ciśnie: błąd wiek człowieczy. Nie wiem, co lżej: czy w smutku jawnie żałować, Czyli sie z przyrodzeniem gwałtem mocować.
Tren I
Jak mała oliwka pod wysokim drzewem owocowym Idzie z ziemi ku górze śladem matki, Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc, Sama tylko dopiero cienkim pędem wschodząc; Tę, jeśli ostre ciernie lub rodne pokrzywy Uprzątając, ogrodnik podciął niecierpliwy, Traci siły zaraz, pozbywszy się siły naturalnej, Upada przed nogami matki ulubionej. Tak się mojej najmilszej Urszuli dostało: Przed oczyma rodziców swoich rosnąc, mało Od ziemi zaledwie wzniosła się, diabelską siłą Srogiej śmierci owiana, rodzicom troskliwym U nóg martwa padła. O zła Persefono, Mogłaś tak wielu łzom dać upłynąć na próżno?
Tren V- tł.
Jako oliwka mała pod wysokim sadem Idzie z ziemie ku górze macierzyńskim szladem, Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc, Sama tylko dopiro szczupłym prątkiem wschodząc; Tę, jesli ostre ciernie lub rodne pokrzywy Uprzątając, sadownik podciął ukwapliwy, Mdleje zaraz, a zbywszy siły przyrodzonej, Upada przed nogami matki ulubionej. Takci sie mej namilszej Orszuli dostało: Przed oczyma rodziców swoich rostąc, mało Od ziemie sie co wznióswszy, duchem zaraźliwym Srogiej śmierci otchniona, rodzicom troskliwym U nóg martwa upadła. O zła Persefono, Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?
Tren V
Dziękuję