Want to create interactive content? It’s easy in Genially!

Get started free

Marek Edelman

marta.rybarczyk

Created on April 10, 2021

Start designing with a free template

Discover more than 1500 professional designs like these:

Psychedelic Presentation

Chalkboard Presentation

Witchcraft Presentation

Sketchbook Presentation

Genial Storytale Presentation

Vaporwave presentation

Animated Sketch Presentation

Transcript

Hanna Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”

Reportaż - wywiad

  • reportaż
  • wywiad - rzeka (czyli według PWN: książka w formie obszernej rozmowy z osobistościami życia polit., artyst.-kult., rel.)
  • powieść dokumentalna
  • esej historiograficzny

Hanna Krall

Reportaż - wywiad

„Zastanawiałam się, co by tu powiedzieć i zaczynam, że moja redakcja, czyli "Polityka", mieści się na dawnym terenie getta. "Pan był w getcie, prawda?" - mówię. "Byłem" - odpowiada. "Ja pracuję blisko ulicy Anielewicza. Znał pan może tego Anielewicza osobiście?". "Znałem". Zapytałam: "Jaki on był?". "Chodził w harcerskim mundurku, grał na bębnie i lubił dowodzić". Nie wierzyłam uszom... Pomyślałam: "On mówi o legendarnym przywódcy powstania, swoim dowódcy... Mówi, jak było, nic go nie obchodzi, jak należy mówić. Jeśli jest w nim więcej takich zdań...”

„Sposób umierania”

„Tym wywiadem, przetłumaczonym na różne obce języki, ludzie byli oburzeni i pan S., literat, pisze mu ze Stanów, że musiał go wziąć w obronę. Trzy długie artykuły napisał, żeby wzburzenie uśmierzyć, a tytuł brzmiał: Wyznanie ostatniego dowódcy getta warszawskiego. Ludzie posyłali listy do gazet (...) że tak wszystko odarł z wielkości, ale najbardziej chodziło im o te ryby. Te, którym Anielewicz malował skrzela na czerwono, żeby matka mogła sprzedawać na Solcu wczorajszy towar.”

Marek Edelman

  • 1919 - 2009
  • należał do Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego (Bundu)
  • goniec w szpitalu w getcie
  • powstanie w getcie: od 19 kwietnia do 16 maja 1943
  • Żydowska Organizacja Bojowa
  • po śmierci Mordechaja Anielewicza (8 maja 1943) ostatni przywódca powstania w getcie

Marek Edelman

„20 kwietnia: do południa Niemców nie ma (przez całe dwadzieścia cztery godziny nie ma w getcie ani jednego Niemca!), wracają o drugiej. Podchodzą pod teren fabryki szczotek. Próbują otworzyć bramę. Wybucha mina, wycofują się. (To jest jedna z tych dwóch min, które są w getcie. Druga, na Nowolipiu, nie wybuchła). Wdzierają się na strych. Michał Klepfisz zasłania sobą niemiecki automat, grupa się przebija - radiostacja Świt nadaje potem wiadomość, że Michał padł na polu chwały, i odczytują rozkaz Sikorskiego o odznaczeniu go Krzyżem Virtuti Militari V klasy. (...) Inżynier, dwadzieścia parę lat. Wyjątkowo udany chłopak.”

„Mordkę znał Grabowski od lat, sprzed wojny jeszcze. To przecież chłopak od nas, z dołu, z Powiśla. W jednej ferajnie byliśmy, na rozróbkę, na skoki, na mordobicie z chłopcami z Woli albo z górnego Mokotowa to zawsze razem się szło. (...) Już wtedy na Powiślu widać było, że Mordka potrafi się bić, toteż Grabowski nawet się nie zdziwił, kiedy spotkał go w getcie już jako Mordechaja - na odwrót, wydało mu się to całkiem naturalne. Któż ma być komendantem jak nie człowiek od nich, z Powiśla. (...) Szóstego maja przyszedł do nas Anielewicz z Mirą. Mieliśmy odbyć jakąś naradę, ale nie było już o czym mówić, więc on się położył spać, ja się położyłem spać. Nazajutrz mówię: „Zostańcie, co będziecie wracali”, ale on chciał iść. Odprowadziliśmy ich, a na drugi dzień, ósmego, poszliśmy do ich bunkra na Miłą 18. Była już noc, wołamy - nikt się nie odzywa, w końcu jakiś chłopak mówi: „Nie ma ich. Popełnili samobójstwo.”

„Zabraliśmy ich i jak tylko wróciliśmy, okazało się, że jest już Kazik z aryjskiej strony z kanalarzami i że będziemy wychodzić. (Dwie dziewczyny spytały, czy też mogą wyjść. Powiedziałem: „Nie”). Przewodników z kanałów dał nam Jóźwiak - „Witold” z AL - prowadzili nas do wylotu przy Prostej, czekaliśmy tam noc i dzień, i jeszcze noc, i dziesiątego maja o dziesiątej otworzyła się klapa, już był samochód i nasi ludzie, i Krzaczek od „Witolda” - dookoła stał tłum, ludzie patrzyli na nas w przerażeniu, byliśmy czarni, brudni, z bronią - panowało zupełne milczenie i wychodziliśmy w takie oślepiające majowe światło.”

Marek Edelman

  • po wojnie pracował jako kardiochirurg w szpitalu w Łodzi i angażował się w działalność opozycyjną (w latach 80. wstąpił do „Solidarności”)

„Profesor przychodzi za każdym razem. Nie mówi już, że ci ludzie może przeżyją bez operacji. Profesor patrzy w milczeniu albo pyta Edelmana: „Czego pan właściwie chce ode mnie? Czy chce pan, żebym zrobił operację, która nikomu się jeszcze nie udała?...” Na co Edelman odpowiada: „Ja tylko mówię, panie Profesorze, że my nie jesteśmy w stanie tego człowieka wyleczyć, a nikt poza panem nie potrafi zrobić tej operacji”. Tak mija rok. Umiera dwanaście czy trzynaście osób. Za czternastym razem Profesor mówi: „Dobrze. Spróbujemy”. (...) - Słuchaj - mówię - a czy nie dlatego decydujesz się na takie rzeczy, bo jesteś oswojony ze śmiercią...? Bo jesteś z nią o wiele bardziej oswojony niż na przykład Profesor? - Nie - mówi. - Mam nadzieję, że nie dlatego. Tylko kiedy się dobrze zna śmierć, ma się większą odpowiedzialność za życie. Każda, najmniejsza nawet szansa życia staje się bardzo ważna. (Szansa śmierci była za każdym razem. Chodziło o stworzenie szansy życia).”

Zdążyć przed Panem Bogiem

„chodziło o to, kto będzie pierwszy: zawał czy lekarze, lekarze czy Pan Bóg (...) Pan Bóg chce już zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Jego chwilową nieuwagę. Niech pali się choć trochę dłużej, niż On by sobie życzył. To jest ważne: On nie jest za bardzo sprawiedliwy. To jest również przyjemne, bo jeżeli się coś uda - to bądź co bądź Jego wywiodło się w pole... - Wyścig z Panem Bogiem? Cóż to za pycha! - Wiesz, kiedy człowiek odprowadza innych ludzi do wagonów, to może mieć z Nim później parę spraw do załatwienia. A wszyscy przechodzili koło mnie, bo stałem przy bramie od pierwszego do ostatniego dnia. Wszyscy, czterysta tysięcy ludzi przeszło koło mnie. Oczywiście każde życie kończy się tym samym, ale chodzi o odroczenie wyroku (...) kiedy córka Tenenbaumowej przeżyła dzięki numerkowi trzy miesiące, uważałem, że to dużo, bo przez te trzy miesiące zdążyła się dowiedzieć czym jest miłość. A dziewczynki, które leczyliśmy na stenozy i za zastawki, zdążyły dorosnąć i kochać się, i urodzić dzieci, więc o ileż więcej zdążyły niż córka Tenenbaumowej.”

W getcie

„Większość była za powstaniem. Przecież ludzkość umówiła się, że umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni. Więc podporządkowaliśmy się tej umowie. Było nas wtedy w ŻOB-ie już tylko dwustu dwudziestu. Czy to w ogóle można nazwać powstaniem? Chodziło przecież o to, żeby się nie dać zarżnąć, kiedy po nas z kolei przyszli. Chodziło tylko o wybór sposobu umierania”

Bronisław Wojciech Linke, El mole rachmim

Heroizm bez złudzeń

„Ja krzątałem się wokół Umschlagplatzu - miałem dzięki naszym ludziom z policji wyprowadzać tych, którzy byli nam potrzebni. Jednego dnia wyciągnąłem chłopaka z dziewczyną - on był z drukarni, ona była łączniczką. Zginęli oboje, on w powstaniu, ale zdążył wydrukować przedtem jedną gazetkę, ona na Umschlagplatzu, ale zdążyła ją przedtem rozkolportować. Jaki to miało sens chcesz zapytać? Żadnego. Nie stało się dzięki temu na beczce. To wszystko.”

„- Nie wiem, czy powinniśmy o tym pisać. Anonimowe żółte kwiaty... Tandetna literatura. Ciebie w ogóle trzymają się kiczowate historie. Te prostytutki na przykład, które dawały ci dzień w dzień bułkę. Czy zresztą wypada pisać, że w getcie były prostytutki? - Nie wiem. Pewnie nie. W getcie powinni być męczennicy i Joanny d'Arc, prawda? Ale jak chcesz wiedzieć, to w Bunkrze na Miłej z grupą Anielewicza było kilka prostytutek i nawet jeden alfons. Taki wytatuowany, wielki, z bicepsami, który nimi rządził. Były to dobre, gospodarne dziewczyny. Przedostaliśmy się do ich bunkra, kiedy nasz teren zaczął się palić, i byli tam wszyscy - Anielewicz, Celina, Lutek, Jurek Wilner - tak się cieszyliśmy, że jeszcze jesteśmy razem... Tamte dziewczyny dały nam jeść, a Guta miała papierosy Juno. To był jeden z najlepszych dni w getcie.”

„W trzy dni po wyjściu z getta przyszedł Celemeński i zaprowadził go do przedstawicieli partii politycznych, którzy chcieli wysłuchać sprawozdania o powstaniu. Był jedynym żyjącym członkiem sztabu powstańczego i zastępcą Komendanta, więc złożył raport: „Przez te dwadzieścia dni - mówił - można było zabić więcej Niemców i więcej swoich ocalić. Ale - mówił - nie byliśmy wyszkoleni należycie i nie umieliśmy prowadzić walki. Poza tym - mówił - Niemcy też potrafili się dobrze bić”. (...) okazało się, że on nie mówił tak, jak należy mówić. - A jak należy mówić? - zapytał. Należy mówić z nienawiścią, patosem, krzycząc - nie ma innych sposobów wyrażenia tego wszystkiego niż krzyk. Więc on się od razu nie nadawał do mówienia, bo nie umiał krzyczeć. Nie nadawał się też na bohatera, bo nie było w nim patosu. Cóż to za prawdziwy pech. Ten jedyny, który przeżył, nie nadawał się na bohatera. Zrozumiawszy to, taktownie zamilkł. Milczał dość długo, bo przez trzydzieści lat”

„Pokazywali dziś w telewizji Krystynę Krahelską. Miała jasne włosy. Pozowała Nitschowej do pomnika Syreny, pisała wiersze, śpiewała dumki i zginęła warszawskim powstaniu wśród słoneczników. Jakaś pani opowiadała o niej - że biegła przez ogrody, a była tak wysoka, że nie mogła, nawet pochylona, w tych słonecznikach się schronić. Był zatem ciepły, sierpniowy dzień. Ona upięła sobie z tyłu jasne włosy. Napisała Hej, chłopcy, bagnet na broń, opatrzyła rannego i pobiegła w słońcu. Cóż to za piękne życie i piękna śmierć. Prawdziwie estetyczna śmierć. Tylko tak należy umierać. Ale tak żyją i umierają piękni i jaśni ludzie. Czarni i brzydcy żyją i umierają nieefektownie: w strachu i ciemności. (...) Czarni i brzydcy leżą osłabli z głodu w wilgotnej pościeli i czekają, aż ktoś przyniesie im owies na wodzie albo coś ze śmietnika. (...) Wszystko jest tam szare - twarze, włosy, pościel. Ich dzieci wyrywają na ulicy przechodniom paczki z rąk w nadziei, że jest tam chleb, i natychmiast wszystko pożerają.”

„- Moje dziecko - mówi - musisz to wreszcie zrozumieć: ci ludzie szli spokojnie i godnie. To jest straszniejsza rzecz, kiedy się tak idzie spokojnie i godnie. To jest znacznie trudniejsze od strzelania. Przecież o wiele łatwiej się umiera, strzelając, o wiele łatwiej było umierać nam niż człowiekowi, który idzie do wagonu, a potem jedzie wagonem, a potem kopie sobie dół, a potem rozbiera się do naga... Już to rozumiesz? - pyta. - Tak - mówię. - To tak. Bo przecież o tyle łatwiej nam patrzeć na ich śmierć, kiedy strzelają, niż na człowieka, który kopie sobie dół.”

Bibliografia

  • https://culture.pl/pl/tworca/hanna-krall
  • https://rcin.org.pl/ibl/Content/64617/WA248_83136_P-I-30_tatar-wobec_o.pdf
  • http://bazhum.muzhp.pl/media/files/Teksty_Drugie_teoria_literatury_krytyka_interpretacja/Teksty_Drugie_teoria_literatury_krytyka_interpretacja-r2013-t-n1_2_(139_140)/Teksty_Drugie_teoria_literatury_krytyka_interpretacja-r2013-t-n1_2_(139_140)-s224-237/Teksty_Drugie_teoria_literatury_krytyka_interpretacja-r2013-t-n1_2_(139_140)-s224-237.pdf
  • https://eszkola.pl/jezyk-polski/zdazyc-przed-panem-bogiem-jako-reportaz-2754.html
  • https://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Edelman