Want to create interactive content? It’s easy in Genially!

Reuse this genially

Konkurs klasy 6 copy

Jadwiga Chałupka

Created on March 3, 2021

Start designing with a free template

Discover more than 1500 professional designs like these:

Piñata Challenge

Teaching Challenge: Transform Your Classroom

Frayer Model

Math Calculations

Interactive QR Code Generator

Interactive Scoreboard

Interactive Bingo

Transcript

Maciej Sobczyk kl. 6c KRÓLICZE SMUTKI

Natalia Grzegorczyk kl. 6c BAJKA

Maciej Perlik kl. 6c BAJKA

Blanka Kleinowska kl. 6c KORONAWILIUSZ

W odległej galaktyce o godzinie 8.15 robot Robert obudził się wystraszony, że zaspał do szkoły. Po pięciu minutach, był gotowy do wyjścia do szkoły, gdy nagle w progu stanęła siedmiooka ośmiornica, mama robota Roberta i zapytała: • Dokąd się wybierasz synu? • Do szkoły mamo. Szybko, bo się spóźnię! - odpowiedział robot Robert próbując przepchać się przez drzwi. • Synu, jest epidemia. Wirus szaleje. Musimy zostać w domu. Robot Robert ze zdziwioną miną zapytał mamę : • O jakiego wirusa chodzi?

W odległej galaktyce o godzinie 8.15 robot Robert obudził się wystraszony że zaspał do szkoły. Po pięciu minutach , był gotowy do wyjścia do szkoły. Gdy nagle w progu stanęła siedmiooka ośmiornica, mama robota Roberta i zapytała: • Dokąd się wybierasz synu? • Do szkoły mamo. Szybko bo się spóźnię. - odpowiedział robot Robert próbując przepchać się przez drzwi. • Synu jest epidemia, wirus szaleje musimy zostać w domu. Robot Robert z zdziwioną miną zapytał mamę : • O jakiego wirusa chodzi? Wirus jest to mikroskopijna cząsteczka nie widoczna. Wchodzi do środka przez twoje przewody, mechanizm zaczyna wariować, śruby rdzewieją , przewody zaczynają się przepalać a olej zaczyna wyciekać. - opowiedziała mama siedmiooka ośmiornica. Zaskoczony robot Robert przeraził się potęgą wirusa. Mama mówiła dalej: • Musimy unikać tego wirusa, zakładać maseczki i rękawiczki, używać specjalnych płynów dezynfekujących i nie stykać się z innymi robotami więc musimy pozostać w domu. Robert robot bardzo posmutniał ponieważ uwielbiał chodzić do szkoły gdzie mógł grać w piłkę, spędzać czas z kolegami na rozmowach. Mama siedmiooka ośmiornica widząc minę syna powiedziała: • Możesz rozmawiać ze swoimi kolegami przez telefon. • Ale to nie to samo co iść na wrotki czy grać w piłkę z kolegami- odpowiedział robot Robert. Musisz być cierpliwy i chronić się przed wirusem jak minie epidemia to będziesz mógł do szkoły, kolegów i górskich wycieczek. - pocieszała go mama.

• Wirus jest to mikroskopijna cząsteczka niewidoczna. Wchodzi do środka przez twoje przewody, mechanizm zaczyna wariować, śruby rdzewieją, przewody zaczynają się przepalać, a olej zaczyna wyciekać. - opowiedziała mama siedmiooka ośmiornica. Zaskoczony robot Robert przeraził się potęgą wirusa. Mama mówiła dalej: • Musimy unikać tego wirusa, zakładać maseczki i rękawiczki, używać specjalnych płynów dezynfekujących i nie stykać się z innymi robotami, więc musimy pozostać w domu. Robert robot bardzo posmutniał, ponieważ uwielbiał chodzić do szkoły, gdzie mógł grać w piłkę, spędzać czas z kolegami na rozmowach. Mama siedmiooka ośmiornica widząc minę syna powiedziała: • Możesz rozmawiać ze swoimi kolegami przez telefon. • Ale to nie to samo co iść na wrotki, czy grać w piłkę z kolegami- odpowiedział robot Robert. Musisz być cierpliwy i chronić się przed wirusem. Jak minie epidemia to będziesz mógł chodzić do szkoły, kolegów i na górskie wycieczki. - pocieszała go mama.

• Mamo, a co znaczy epidemia? - zapytał robot Robert.• Oznacza to, że wirus bardzo szybko się rozprzestrzenia. Atakuje, a my nie jesteśmy w stanie go zwalczyć. - odpowiedziała mama siedmiooka ośmiornica. Ze względu na epidemię ja też zostaję w domu. Proszę pomyśl, jak możemy razem spędzić ten czas. Robot Robert położył się na kanapie i zaczął myśleć ,co może robić razem z mamą i swoim młodszym bratem robotem Danielem. Najpierw z mamą zrobili klub czytelniczy i wszyscy czytali swoje ulubione książki, potem grali w gry planszowe. Gdy wszyscy zgłodnieli, postanowili razem zrobić pizzę w kuchni. Na koniec dnia razem, na kanapie zorganizowali sobie wieczorne kino domowe. Mimo, że robot Robert bardzo tęsknił za szkołą, kolegami, piłką i wrotkami czas który, spędził w domu z mamą siedmiooko ośmiornicą i bratem robotem Danielem był wyjątkowy.

Pewnego letniego, ciepłego dnia Marina wróciła ze szkoły. Była przygnębiona ponieważ dzieci ze starszych klas znów ją przezywały. Powód wyzwiska zawsze był ten sam – jej dość nietypowy wygląd, który odziedziczyła po mamie. Miała długie, rude włosy i okropnie piegowatą, okrągłą twarz na której, były niesymetrycznie rozmieszczone duże, szaro-brązowe oczy i zadarty nos. Dodatkowo była bardzo chuda, więc jako wątła pierwszoklasistka nie umiała się jeszcze obronić przed słownymi atakami starszych koleżanek. Jej rodzice byli naukowcami. Obydwoje specjalizowali się w dziedzinie chemii. Miała też siostrę Eri, która chodziła do ósmej klasy i była bardzo zdolną uczennicą, a co było najważniejsze to fakt, że urodę miała po tacie. Była zupełnie inna niż Marina i chyba dlatego nikt jej nie dokuczał. Marina, aby się rozluźnić po kolejnym, ciężkim dniu w szkole poszła pobiegać po podwórku.

Niestety i tu, tak samo jak w szkole, Piegowaty Rudzielec, bo tak ją nazywały inne dzieci nie miał koleżanek, ani kolegów. Było jej oczywiście bardzo smutno z tego powodu, ale nie zamierzała rezygnować z zabawy. Podwórze było ogromne, sięgało aż do pobliskiego lasu, do którego rodzice zabraniali chodzić dziewczynkom. Jednak tego dnia Marina była szczególnie zła na całą sytuację i postanowiła, mimo zakazu rodziców, że wybierze się poza wyznaczony teren. Miała nadzieję, że tam nikt jej nie będzie dokuczał. Zresztą rodzice też często chodzili do lasu, tłumacząc, że muszą odreagować w ciszy po ciężkiej pracy w korporacji. Znikali wtedy na wiele godzin. Marina pomyślała, że i ona może odpocząć w lesie od zaczepek złośliwych koleżanek więc udała się na przechadzkę. Zaczęła się rozglądać i zobaczyła niedużą szopę stojącą na polanie. Była koloru szarego, okropnie stara, a dodatkowo obrośnięta porostami. Dziewczynka bała się, jednak postanowiła wejść do środka. Wewnątrz był składzik najróżniejszych rzeczy, wyglądał jak jakieś tajne laboratorium. Porozstawiane menzurki i fiolki z różnymi substancjami wskazywały, że ktoś tu robi jakieś eksperymenty. Do głowy przyszła jej od razu myśl, że to jej rodzice zaszywają się tutaj i robią jakieś badania, bo przecież niemożliwym było spacerowanie po kilka godzin po lesie i to niekiedy w deszczu czy mrozie.

Poszła kawałek dalej. W oddali zobaczyła dziwny, metalowy właz zabezpieczony klapą z uchwytem. Pociągnęła za niego lekko i ku jej zdziwieniu klapa otworzyła się bez problemu. Zobaczyła przed sobą schody, które prowadziły w dół, jakby do jakiejś piwnicy. Dziewczynka mimo, iż wiedziała że nie powinna tego robić zeszła po nich, gdyż była bardzo ciekawa co się tam znajduje. Gdy doszła na sam dół, rozglądnęła się wokół. Panował półmrok i niewiele było widać. W oddali zauważyła wiszącą żarówkę więc zaczęła szukać włącznika światła. Pomacała po ścianie i nagle poczuła jakiś przycisk. Wcisnęła go i rozbłysło czerwone światło, a na lewej ścianie pojawił się ogromny napis „Odliczanie do rozpylenia wirusa Chast”. Następnie Marina spojrzała na włącznik, który wcisnęła. Był to czerwony przycisk z napisem WIRUS. Dziewczynka poczuła jak po jej ciele przeszedł ją jakiś dziwny dreszcz. Co to może być? – pomyślała. W tym samym momencie próbowała sobie przypomnieć, gdzie słyszała już słowo wirus i co ono może znaczyć. Nagle olśniło ją, że kiedyś oglądała bajkę „Było sobie życie” w której była mowa o niebezpiecznych mikroskopijnych organizmach wywołujących bardzo groźne choroby o dziwnej nazwie AIDS i KORONAWIRUS. To były właśnie wirusy. Dziewczynka wystraszyła się, szybko wybiegła z laboratorium i pobiegła do domu. Rodzice jeszcze nie wrócili z pracy jednak na miejscu czekała na nią zdenerwowana siostra.

Gdzie byłaś tak długo? Od godziny szukałam Cię na podwórzu! – krzyknęła Eri Biegałam cały czas, to duży teren i widocznie słabo mnie szukałaś – szybko odpowiedziała Marina i zamknęła się w swoim pokoju. Zaczęła odrabiać lekcje, lecz nie mogła się skupić. W jej głowie kłębiło się dużo pytań. Co ja zrobiłam? Dlaczego mimo zakazów rodziców poszłam do lasu? Gdzie ja byłam i co to za tajemnicze miejsce znalazłam? Co się stanie? Czy moi rodzice mają z tym miejscem coś wspólnego? Czy oni są złymi ludźmi? Mimo chaosu w głowie udało się dziewczynie odrobić lekcje. Potem zeszła na dół do salonu. Bała się, że uwolniła śmiercionośnego wirusa i zaraz umrze. Włączyła telewizor, bo przecież zawsze kiedy coś ważnego się działo mówili o tym w wiadomościach. Wirus to poważna sprawa, może doprowadzić do śmierci wielu osób więc jeżeli rzeczywiście go wypuściłam z tego tajnego laboratorium to na pewno będą o tym mówić – pomyślała. Kiedy szukała pilota do salonu wbiegła roztrzęsiona Eri. Stało się chyba coś strasznego, mówią o tym w radio – krzyczała od progu. Włącz szybko telewizor, może dowiemy się czegoś więcej! – poganiała starsza siostra.

Na wszystkich kanałach prezenterzy mówili: W powietrzu krąży tajemniczy i niewiarygodnie niebezpieczny wirus...to najprawdopodobniej Chast nad którym prowadzono nielegalne badania w tajnym laboratorium! Jego siła jest porażająca...! Rozprzestrzenia się bardzo szybko wśród ludzi i równie szybko mutuje przez co powstają inne groźne wirusy. Naukowcy z całego świata potwierdzają, że mamy do czynienia z globalną epidemią. Rządy wszystkich krajów ogłosiły natychmiastową kwarantannę. Przerażona Marina spojrzała na siostrę i zapytała: Co to jest epidemia, co to kwarantanna? Epidemia jest wtedy, gdy nagle dużo ludzi w krótkim czasie choruje na jakąś chorobę, którą ciężko wyleczyć – odpowiedziała Eri. Ale gdzie ci ludzie chorują? U nas w mieście? – dopytywała dziewczynka i zastanawiała się czy sama już jest chora.

W całym kraju, a może i na całym świecie – usłyszała i przeraziła się okropnie. No, a ta kwarantanna, co to jest? - wciąż dopytywała starszą siostrę przekręcając słowo, które po raz pierwszy usłyszała. Cicho, bo nie słyszę co mówią w telewizji – krzyknęła Eri. Marina nie odpuszczała i prosiła o wyjaśnienia tego dziwnego słowa. Wszyscy muszą zostać w domach, wszyscy! Nikt nie może opuszczać swojego mieszkania. Wszystko zostanie pozamykane. Nie będzie można pójść ani do szkoły, ani na podwórko, ani na lody, ani nawet do wesołego miasteczka. – to jest właśnie kwarantanna. – wydusiła z siebie Eri. Ale dlaczego? – pytała, wciąż nie rozumiejąc wielu rzeczy Marina, a głosik miała coraz cichszy z przerażenia. Przecież słyszysz co mówi prezenter. Ludzie, których zaatakuje wirus zamieniają się w nieczułe, żółtoskóre, pryszczate bestie, które atakują i zarażają wszystkich dookoła – tłumaczyła Eri. Jeżeli nie znajdzie się lekarstwo, to cały świat może zostać zaatakowany przez wirusai wszyscy ludzie zamienią się w bestie i zapanuje zło. Wtedy do Mariny dotarło co się stało. Uświadomiła sobie co zrobiła. Rozpłakała się i pobiegła do swojego pokoju. Siostra poszła za nią. Gdy otworzyła drzwi, Marina siedziała skulona pod biurkiem. Strasznie się trzęsła i płakała. Schyliła się do niej i zapytała – co się stało?

Mała dziewczynka podniosła głowę. Jej oczy były przestraszone i zalane łzami goryczy. Zaczęła opowiadać o szopie, o klapie, o laboratorium i guziku, który wcisnęła. Powiedziała również o swoich podejrzeniach, że być może rodzice mają coś wspólnego z tym laboratorium. Starsza siostra nie dowierzała w to co usłyszała. Jednak po chwili powiedziała, że rzeczywiście to może być prawda. W końcu, w najbliższej okolicy, rodzice byli jedynymi chemikami, więc kto inny mógłby tam działać. Eri po wysłuchaniu historii popatrzyła ze złością i nagle upadła na podłogę jakby zemdlała. Po chwili oprzytomniała i podniosła się. Nie krzyczała lecz uspakajała małą Marinę i powiedziała cichym głosem: Nie martw się, to na pewno da się jakoś odkręcić, uratujemy wszystkich, na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie. Rodzice wciąż nie wracali do domu. Najprawdopodobniej nie wypuszczono ich z pracy. W telewizji wciąż informowano o kolejnych przypadkach zakażeń wirusem, który atakował niemalże z prędkością światła. Następnego dnia wcześnie rano siostry poszły do lasu. Eri chciała, żebym jej pokazała tajemne miejsce, które znalazłam. Miała nadzieję, że możemy tam znaleźć lekarstwo dla ludzi zarażonych wirusem. Jak zawsze moja mądra siostra miała dobre przeczucie, no może prawie dobre. W laboratorium nie było leku, ale znalazłyśmy list zatytułowany „LEK” w którym, zawarty był przepis na antidotum na wirusa Chast.

Zapisane w liście składniki to: mięta, Ho2, pył ze skrzydeł motyla, świeży śluz ślimaka, krople rosy, pawie pióra oraz dużo miłości. Okazało się, że część składników jest ukryta w komodzie, która stała tuż obok. Niestety była zamknięta na tajny kod. Szybko domyśliłyśmy się, że kodem może być taki sam jak do naszego domofonu i drzwi wejściowych, a był to rok moich urodzin. Rodzice zawsze powtarzali, żeby wszędzie dawać taki sam kod bo wtedy łatwo go zapamiętać. Eri pospiesznie wcisnęła cztery cyfry 2050. Udało się! – krzyknęłyśmy. Eri szybko zaczęła kompletować składniki. Do zdobycia został świeży śluz ślimaka i pył ze skrzydeł motyla. Dość szybko udało się je znaleźć, gdyż w lesie było sporo ślimaków i motyli. Po niedługiej chwili siostry wróciły z powrotem do laboratorium. Na odwrocie kartki znalazły proporcje: 9 liści mięty, 5 łyżek Ho2, odrobina pyłu ze skrzydeł motyla, 11 kropli śluzu ślimaka, 22 ml rosy, 2 pawie pióra i ...nagle dziewczynki zdziwiły się, bo nic nie było napisane ile dokładnie ma być miłości. Niemniej jednak wrzuciły do gara wszystkie składniki i zaczęły mieszać. Po dokładnym wymieszaniu bardzo mocno przytuliły się do siebie. Bardzo się kochały więc nie miały problemu, żeby dorzucić ostatni składnik.

Po zrobieniu mikstury, zastanawiały jak ją wypróbować czy działa. Rozejrzały się po laboratorium i zobaczyły mapę, na której symbolem „X” było coś oznaczone. „X” oznaczał miejsce, gdzie była ukryta maszyna do rozpylania antidotum. Szybko pobiegły we wskazane na mapie miejsce, które znajdowało się za drzwiami starej szafy. Urządzenie było ogromne i na pierwszy rzut oka skomplikowane, pełne kabli i dziwnych długich rurek przymocowanych do starego dachu szopy. Na szczęście znalazły instrukcje obsługi według, której miały wlać przyrządzony eliksir do specjalnego pojemnika, a następnie wcisnąć fioletowy guzik. Tak też zrobiły. Na małym monitorze zaczęło się odliczanie: 9...8...7...6...5...4...3...2...1 Nagle rurkami jak z katapulty wystrzelił sporządzony eliksir. Zaczął szybko unosić się jak mgła nad całą okolicą. Coraz więcej i więcej. Nikt nie wiedział co się dzieje, oprócz sióstr. Wtedy postanowiły wrócić do domu. Nazajutrz na wszystkich kanałach mówiono tylko o cudownej mgle, która nagle pojawiła nad światem i powstrzymała rozprzestrzenianie się groźnego wirusa Chast. W ten oto sposób siostry uratowały ludzi i świat, a Marina do dziś opowiada swoim wnukom, że w życiu najważniejsza jest miłość, która potrafi zdziałać cuda.

Działo się to w ładny, słoneczny poranek. W domku królika Damiana mama stała przy patelni ze smutną miną. Damian jak każdego dnia wstał z łóżka, wyszorował królicze zęby i poszedł na śniadanie. Gdy zobaczył przygnębioną mamę zapytał: - Co się dzieje mamo ? - Urodziła się pandemia i rozsiała złego wirusa. – odpowiedziała mama Damianka smutnym głosem. Damian zamyślił się. - Mamo, a co to jest ten wirus? – zapytał zaciekawiony króliczek. - Och synku, wirus to najgroźniejszy i najniebezpieczniejszy ze zwierzy. Wywołuje bardzo groźną chorobę. Jego najczęstsze objawy to wysoka gorączka, bóle brzucha, duszności, kaszel i wielka chęć leżenia w łóżku. Na dodatek nie ma na niego żadnego lekarstwa. Jedyny sposób by się go pozbyć to pozostanie w norce.

- A czy pójdę do szkoły? – zapytał zmartwiony Damianek. - Niestety, rada zwierząt zdecydowała, że szkoła, polany, lasy, nawet pastwiska zostaną zamknięte. - A moi przyjaciele? Zając Bartek, sikorka Marysia i lisek Gabryś, czy oni też zostaną w domach? - Tak, Damianku, niestety tak. – odpowiedziała mama. - A ty mamo jak będziesz pracować? – zapytał zaciekawiony króliczek. - Ja tak jak wszyscy zostanę z tatusiem w domu i będę pracowała zdalnie od 10.00 do 12.00. I tyle z tego dobrego, że będziemy towarzyszyli ci przez większość dnia. - A będziemy robić nasze ciasteczka z orzechami polanymi karmelem? - No jasne! Będziemy też grać w planszówki i będziemy robili inne fajne rzeczy – powiedziała z entuzjazmem mama.

Króliczek wrócił do pokoju pościelić łóżko. Myślał i myślał, jak długo wytrzyma w norce bez spotkań ze swoimi przyjaciółmi. Na szczęście po trzech miesiącach pandemia zakończyła się i wszyscy mogli wrócić do swoich zwyczajnych zajęć. Króliczek Damian ze swoimi przyjaciółmi znów brykali szczęśliwi po lasach i łąkach.

Dawno, dawno temu, pewnego burzliwego dnia, w dalekiej krainie, na zamku ,,Świateczek’’, który był olbrzymi jak cały świat, odbyła się koronacja złego i okrutnego władcy, znanego jako Koronawiliusz. Był 19-stym władcą, pochodzącym z dynastii Wirusowych. Nikt nie sprzeciwiał się królowi, ponieważ bali się, że jest czarnoksiężnikiem i w zasadzie mieli rację. Koronawiliusz, gdy miał zły humor rzucał na swych poddanych urok wysysający z ludzi całą dobrą energię, przez co stawali się bardzo słabi i zrezygnowani. Jego czar był na tyle potężny, że aż zaraźliwy. Na szczęście znalazła się osoba, która zamierzała dać temu kres.

We wsi, nieopodal zamku, mieszkała młoda dziewczyna o niesamowitej urodzie. Miała krótkie, kręcone włosy przypominające lśniącą pianę oraz w pięknym waniliowym odcieniu mydlane oczy. Wszyscy widzieli bijący od niej promień czystości i piękna. A dziewczynę zwano Mydełkofiną. Najlepszym przyjacielem, który nie odstępował jej na krok, był Dezynfek. Na pierwszy rzut oka był mały, grubiutki i niegroźny, lecz ten kto tak myślał, był w wielkim błędzie. Dezynfek miał bardzo donośny głos wprawiający w zakłopotanie, ale także chuchał niezmiernie czystym powietrzem, tak czystym, że jak dmuchnął na kogoś brudnego to w mgnieniu oka stawał się czysty.

Dwójka przyjaciół chciała strącić z tronu Koronawiliusza, ponieważ tak jak innym, nie podobały im się rządy tego władcy. Opracowali idealny plan, na podstawie słabego punktu władcy jakim była czystość. - Ta niepowtarzalna informacja poprowadzi nas do zwycięstwa! - wypowiedzieli niemal jednocześnie, gdy się o tym dowiedzieli. Rozpowiadając swój plan wśród mieszkańców zyskali poparcie i zwolenników gotowych w każdej chwili wkroczyć do walki z Koronawiliuszem, a swą organizację nazwali ,,Lek’’. Jednak plan nie był doskonały, również w tym przypadku. Pojawił się zdrajca, który wydał naszych przyjaciół i ich plan królowi, ten zaś oznajmił: -Ten kto popierać będzie pannę Mydełkofinę oraz jej przyjaciela, zostanie surowo ukarany bez wyjątku, a samych twórców planu proszę wygnać za mury ,,Świateczka’’!

Po tych słowach większość ludzi przestraszyła się słow króla. Na szczęście byli tacy, którzy mieli dość panowania Koronawiliusza. Mydełkofna. Razem z Dezynfkiem nie poddali się i szukali człowieka zdolnego zatrzymać Koronawiliusza. Lecz król rządził również i za murami królestwa. Opanowywał w zastraszającym tempie coraz większy obszar, a celem jego był cały świat. W pewnym miasteczku, w którym zatrzymali się nasi bohaterowie napotkali kogoś niesamowitego. Był to książę ze wschodu, który przybył do tego kraju, aby powstrzymać Złego króla z dynastii Wirusowych. Książę był wysoki i szczupły, ale największą uwagę przyciągał jego długi, szpiczasty nos. Mydełkofina i Dezyfek szybko nawiązali kontakt z księciem. Mieli wspólny cel, do którego dążyli więc łatwo było im się ze sobą porozumieć.

Między Mydełkofną a księciem nawiązała się szczególana więź. Książę zwał się Szczepion i miał magiczną i potężną moc. Potrafił zmniejszyć a nawet zniwelować skutki rzucanego przez Koronawiliusza uroku. Jednak zasięg tego czaru był bardzo mały, więc musiał mieć dużą ilość wojowników chętnych do nauki cudownego zaklęcia. Po dwóch miesiącach przygotowań, bohaterowie zgromadzili wystarczającą ilość współpracowników i zaczęli wprowadza ć swój plan w życie. Kiedy spotykali człowieka, na którego został rzucony zły urok Koronawiliusza, od razu niwelowali jego działanie. Tym sposobem, tak liczna armia władcy stopniowo się zmniejszała. Trwało to kilka lat i w końcu pozostał tylko jeden nosiciel złego uroku, a był nim sam król Koronawiliusz. Przyjaciele przeszli przez wielkie wrota do komnaty króla. Koronawiliusz, jak zwykle z koroną na głowie, siedział na ogromnym pozłacanym tronie na środku sali.

-Czego chcecie od mojej osoby? -zapytał -To koniec twych rządów, Koronawiliuszu!- wykrzyknęli wspólnie Władca miał zmieszaną minę. ,,Nikt jeszcze mi się nie przeciwstawił w obawie przed moim zaklęciem’’- pomyślał. Nagle rozpoznał osoby, które odważyły się zakłócić jego odpoczynek. -Czyli jednak odważyliście się powrócić? -pytanie skierował do Mydełkofiny i Dezyfka. Zanim zdążyli odpowiedzieć, wtrącił się książę Szczepion. -Mamy broń, która Cię pokona! - oznajmił- Możesz już teraz się poddać, albo spotka cię straszliwa kara! -Nie mam zamiaru oddać Wam władzy. - powiedział pewny swego Koronawiliusz. -W takim razie wybrałeś swój przyszły los- powiedział książę i wyciągnął przed siebie dłonie. Mydełkofina i Dezynfek postąpili tak samo. Koronawiliusz popatrzył na nich ze zdziwieniem. Po chwili zorientował się, że przybysze stają się coraz więksi...Nie chwila! To on, król Koronawiliusz stawał się coraz mniejszy. Czar rzucany przez zdrajców wysysał z niego całą złą energię, a on nie mógł nic z tym zrobić. Po kilku minutach Koronawiliusz zamienił się w małego, ledwo widzialnego człowieczka. Bohaterowie podeszli do niego, wtem rozległ się niezrozumiały, cichutki pisk. To były władca próbował coś powiedzieć, lecz nikt nie był w stanie go zrozumieć.

Książę pochylił się w stronę Koronawiliusza i powiedział: -Zapłaciłeś za swe czyny, ale nadal pozostajesz niebezpieczeństwem. Jeżeli ktoś nie będzie dbał o higienę, pozwoli ci znowu urosnąć w siłę. -spojrzał teraz na swoich przyjaciół i dokończył- Dlatego razem sprawując władzę nie możemy do tego dopuścić. Na ich twarzach zagościł uśmiech. Po zesłaniu Koronawiliusza do więzienia, oznajmili wszystkim cudowne wieści. Poddani bardzo się ucieszyli na wieść o nowym władcy i poczuli ulgę. Wiedzieli już, że energia i moc Koronawiliusza rosła, jeśli oni mu na to pozwalali- czyli nie dbali o czystość, dezynfekcję i dystans między sobą..

Uwierzyli całym sercem w Szczepiona,Mydełkofinę i Dezynfeczka- ta trójka wprowadziła zasady, które pozwoliły całemu ,,Swiateczkowi” normalnie funkcjonować i cieszyć się życiem. Koniec ze strachem!!! Nigdy więcej nie pozwolili mu już tak się rozprzestrzenić...Mieli przecież nowych władców.