Want to make creations as awesome as this one?

Transcript

Bolesław Prus

Lalka

Opracowanie metodyczne

Radosława Górska

Spis treści

Przed lekturą powieści

O czym jest "Lalka"?

Miłość Stanisława Wokulskiego - dramat w pięciu odsłonach

Izabela Łęcka w sześciu myślowych kapeluszach

Stanisław Wokulski - romantyk, pozytywista, a może bohater współczesny?

Spis treści

Programy dla Polski

„Marionetki!… Wszystko marionetki!… Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko, co im każe sprężyna, taka ślepa jak one…” "Lalki" związki z filozofią

Ignacy Rzecki i Pamiętnik starego subiekta

Przypiąć ludzkości skrzydła i stworzyć Raj na ziemi...

Czy stary Mincel byłby dobrym nauczycielem zawodu?

Źródła

Przed lekturą powieści

Posłuchaj piosenki Jacka Kaczmarskiego "Lalka, czyli polski pozytywizm"

Posłuchaj podcastu "Lalka dziś. Co kryje się w powieści Prusa?

Pudełko z lekturą

Projekt edukacyjny "Przygoda z Lalką"

Wynotuj problemy powieści, na które zwraca uwagę Jacek Kaczmarski w swojej piosence. Zwróć na nie uwagę podczas lektury tekstu.

Audiobook

Audiobook

Czytając "Lalkę", gromadź w kartonowym pudełku rekwizyty, które skojarzą Ci się z treścią lektury. Może to być na przykład ruchomy pajacyk, którego skojarzysz ze wspomnieniami Ignacego Rzeckiego z dzieciństwa oraz z zabawą starego subiekta. Może to być odrobina cynamonu towaru sprzedawanego w sklepie Wokulskiego itp. Pamiętaj jednak, że o każdym z rekwizytów musisz umieć ciekawie opowiedzieć. Im ciekawiej, tym lepiej.Zgromadzone przez Ciebie skarby będą służyły zapamiętaniu fabuły utworu, a wykorzystane zostaną do gier z "Lalką". Gromadź w pudełku także fiszki z informacjami o cytatach charakteryzujących głównych bohaterów.

Przygoda z "Lalką" Bolesława Prusa Uczniowie w grupach, parach lub samodzielnie opracowują jedno z proponowanych zadań projektowych oraz przygotowują się do turnieju wiedzy o "Lalce". W turnieju mogą wziąć udział wszyscy uczniowie lub przedstawiciele klas/grup. Zaprezentowanie efektów pracy projektowej odbędzie się na spotkaniu, którego termin nauczyciel ustali z uczestnikami. Proponowane zadania projektowe: 1. Opracujcie scenariusz i przygotujcie przedstawienie teatru marionetek i pacynek na podstawie wybranej sceny z powieści. 2. Przygotujcie wystawę, na której zaprezentujecie wykonane przez Was plastyczne portrety wybranych bohaterów powieści. Przygotujcie ustne omówienie wystawy. 3. Przygotujcie wystawę poświęconą modzie w II połowie XIX wieku. Zaplanujcie ustną prezentację strojów, odwołując się do powieści. Jeśli wolicie, możecie zorganizować rewię mody. 4. Przygotujcie konferencję prasową ze Stanisławem Wokulskim i Izabellą Łęcką. Na jej podstawie opracujcie artykuł do Pomponika o sensacyjnych zdarzeniach w życiu bohaterów. 5. Napiszcie opowiadanie inspirowane postaciami powieściowymi lub zdarzeniami fabularnymi utworu. Swoje prace zaprezentujecie publicznie. 6. Przygotujcie się do konkursu pięknego czytania. Przygotujcie fragment na 10-12 minut. Zadania podsumowujące projekt: 1. Załóżcie blog poświęcony "Lalce", na którym zamieścicie materiały przygotowane przez kolegów oraz zgromadzone przez Was notatki z lektury. 2. Przygotujcie klasową/szkolną uroczystość, na której dokonacie podsumowania projektu. Postarajcie się urozmaicić to spotkanie, jakimiś elementami wprowadzającymi nastrój "Lalki". 3. Zadbajcie o udokumentowanie uroczystości (zdjęcia, nagrania).

O czym jest "Lalka"?

Uważnie przyjrzyj się plakatom teatralnym i filmowym i na ich podstawie określ, jak graficy interpretują problematykę utworu. W tym celu: a) ustal, co przedstawia każdy z plakatów; wyodrębnij poszczególne elementy plakatów;b) zaproponuj rozumienie związku między wyodrębnionymi elementami a ich znaczeniem dla dzieła Prusa; przedyskutuj z kolegami tę kwestię; wybierzcie Waszym zdaniem najtrafniejsze określenia;c) sformułuj tezę interpretacyjną dotyczącą odczytania utworu Bolesława Prusa.

O czym jest "Lalka"?

O czym jest "Lalka"?

Zaproponuj własne odczytanie problematyki powieści, kończąc pięciokrotnie zdanie: "Lalka" to powieść o...

Określ czas akcji powieści i czas jej fabuły. Wyjaśnij znaczenie słowa "retrospekcja" i zastanów się, czemu w utworze Prusa służy ten zabieg.

Wysłuchaj wykładu przybliżającego czasy, w których toczy się fabuła utworu.

Wybierz się na wirtualny (lub rzeczywisty) spacer po Warszawie Wokulskiego.

Przygotuj w programie graficznym (np. WordArt) chmurę wyrazów - motywów "Lalki".

"Lalka" to powieść o....

O czym jest "Lalka"?

Wylosuj w Kole fortuny motyw obecny w powieści i opracuj go w następujący sposób: 1. Przygotuj wstęp na temat motywu i jego roli w kulturze. 2. Przywołaj przykład realizacji motywu w powiesci. Omów go. 3. Określ, jakim celom służy wprowadzenie tego motywu w utworze. 4. Przytocz inny utwór literacki, w którym odnajdujesz ten motyw. 5. Omów jego funkcjonowanie.6. Znajdź tekst kultury, w którym pojawia się motyw i omów jego realizację.7. Wyciągnij wnioski z zaprezentowanego materiału.

Tragiczna miłość Stanisława Wokulskiego w 5 odsłonach

Konstrukcja wątku głównego "Lalki" przypomina budowę tragedii: od zawiązania akcji, przez jej rozwój do punktu kulminacyjnego, od perypetii do katastrofy. Perypetie prowadzą bohatera do kolejnych rozpoznań własnej sytuacji, nadziei i rozczarowań. Wokulski jawi się jako bohater tragiczny, błądzący w ciemnościach własnych iluzji i złudzeń.

Prześledź uważnie rozwój wątku głónego.

Spotkanie w teatrze

Powrót wzbogaconego Wokulskiego z Bułgarii

Skupienie weksli Tomasza Łęckiego

Kupno serwisu - posagu panny Łęckiej

Celowe przegrywanie w karty z Tomaszem Łęckim

Wizyta panny Izabeli w sklepie Wokulskiego. Kokietowanie Mraczewskiego.

Kwesta w Wielki Piątek

Śniadanie u hrabiny Karolowej.

Założenie spółki do handlu z Cesarstwem

Zakup konia i wystawienie go w wyścigach

Pojedynek z baronem Krzeszowskim

Obiad u Łęckich

Kupno kamienicy Łęckich

Wizyta Starskiego w salonie panny Łęckiej i pierwsza rozmowa po angielsku.

Wyjazd Wokulskiego do Paryża

W pracowni Geista

List od prezesowej Zasławskiej

Lato w Zasławku

Oświadczyny Wokulskiego

Ofiarowanie talizmanu Geista

Wspólna podróż do Krakowa

Rozmowa Izabeli ze Starskim w pociągu

Próba samobójcza Wokulskiego

Apatia Wokulskiego

Interwencja pani Wąsowskiej

Tajemnicze zniknięcie Wokulskiego

Wysadzenie ruin w Zasławku

Miłość Stanisława Wokulskiego - dramat w pięciu odsłonach

Odsło na 1

Odsłona 2

Odsłona 3

Odsłona 4

Odsłona 5

Prześledź uważnie przeżycia wewnętrzne bohaerów w znaczących momentach akcji. Wykorzystaj zgromadzony materiał w następnym ćwiczeniu.

Uważnie przeczytaj fragment Zauroczenie i wykonaj polecenia. 1. Zbadaj, jakie wrażenie zrobiła panna Izabela na Wokulskim. 2. Zgromadź jak najwięcej wyrazów i związków wyrazowych dla określenia stanu jego ducha. W tym celu: a) wybierz najtrafniejsze synonimy wyrazu "zauroczenie" Najbardziej znane wyrazy bliskoznaczne do słowa miłość to: fascynacja, zakochanie, zaangażowanie, pociąg, pożądanie, seks, ogień, namiętność, kochanie, przychylność, erotyzm, afekt, uczucie, temperament, umiłowanie, flirt, ukochanie, obsesja, zainteresowanie, przywiązanie, zmysłowość, sentyment, intymność, mania, sympatia, pasja, romans, przyjaźń, uwielbienie, zamiłowanie, ... . b) wyszukaj 10 związków frazeologicznych dotyczących miłości; zdecyduj, które z nich możesz zastosować w odniesieniu do Wokulskiego. 3. Ustal, jaki program działania opracował sobie Wokulski. 4. Zapoznaj się z uwagami na temat miłości romantycznej i zastanów się, czy uczucie Wokulskiego do panny Izabeli możesz tak nazwać. Miłość romantyczna – określa wielkie i wspaniałe uniesienia serca, odrywające od rzeczywistości świata, uczucie piękne i głębokie. Dla romantyków jednak miłość stanowiła gwałtowny żywioł, niszczący człowieka. Filozofia miłości romantycznej wyrasta wprost z buntu nowego pokolenia przeciwko myśli oświeceniowej oraz czerpie z nurtu sentymentalizmu. Opiera się na teorii Platona i stworzonym przez niego obrazie miłości, w którym to Bóg stworzył dwie połączone dusze i wysyła je na ziemię, gdzie próbują się odnaleźć, a siła ich przyciągania jest ogromna, silniejsza nawet od śmierci. Platoński ideał okazał się jednak zbyt "cudowny" dla człowieka, pozostał niedoścignionym. I ten fakt właśnie powodował cierpienie, bo, pomimo że dwie kosmiczne połówki się odnalazły, to w żaden sposób nie mogły się połączyć. Traf zdarzył, iż po kilku latach żona umarła zostawiając mu dość spory majątek. Pochowawszy ją, Wokulski odsunął się nieco od sklepu, a znowu zbliżył się do książek. Los, Miłość platonicznaTeatrI może z galanteryjnego kupca zostałby na dobre uczonym przyrodnikiem, gdyby znalazłszy się raz w teatrze nie zobaczył panny Izabeli. 924 Siedziała w loży z ojcem i panną Florentyną, ubrana w białą suknię. Nie patrzyła na scenę, która w tej chwili skupiała uwagę wszystkich, ale gdzieś przed siebie, nie wiadomo gdzie i na co. Może myślała o Apollinie?… 925 Wokulski przypatrywał się jej cały czas. 926 Zrobiła na nim szczególne wrażenie. Zdawało mu się, że już kiedyś ją widział i że ją dobrze zna. Wpatrzył się lepiej w jej rozmarzone oczy i nie wiadomo skąd przypomniał sobie niezmierny spokój syberyjskich pustyń, gdzie bywa niekiedy tak cicho, że prawie słychać szelest duchów wracających ku zachodowi[196]. Dopiero później przyszło mu na myśl, że on nigdzie i nigdy jej nie widział, ale — że jest tak coś — jakby na nią od dawna czekał. 927 „Tyżeś to czy nie ty?…” — pytał się w duchu, nie mogąc od niej oczu oderwać. 928 Odtąd mało pamiętał o sklepie i o swoich książkach, lecz ciągle szukał okazji do widywania panny Izabeli w teatrze, na koncertach lub na odczytach. Uczuć swoich nie nazwałby miłością i w ogóle nie był pewny, czy dla oznaczenia ich istnieje w ludzkim języku odpowiedni wyraz. Czuł tylko, że stała się ona jakimś mistycznym punktem, w którym zbiegają się wszystkie jego wspomnienia, pragnienia i nadzieje, ogniskiem, bez którego życie nie miałoby stylu, a nawet sensu. Służba w sklepie kolonialnym, uniwersytet, Syberia, ożenienie się z wdową po Minclu, a w końcu mimowolne pójście do teatru, gdy wcale nie miał chęci — wszystko to były ścieżki i etapy, którymi los prowadził go do zobaczenia panny Izabeli. 929 Czas, Miłość platonicznaOd tej pory czas miał dla niego dwie fazy. Kiedy patrzył na pannę Izabelę, czuł się absolutnie spokojnym i jakby większym; nie widząc — myślał o niej i tęsknił. Niekiedy zdawało mu się, że w jego uczuciach tkwi jakaś omyłka i że panna Izabela nie jest żadnym środkiem jego duszy, ale zwykłą, a może nawet bardzo pospolitą panną na wydaniu. A wówczas przychodził mu do głowy dziwaczny projekt: 930 Alkohol, Obyczaje, Pozycja społeczna„Zapoznam się z nią i wprost zapytam: czy ty jesteś tym, na co przez całe życie czekałem?… Jeżeli nie jesteś, odejdę bez pretensji i żalu…” 931 W chwilę później spostrzegał, że projekt ten zdradza umysłowe zboczenie. Kwestię więc: czym jest, a czym nie jest, odłożył na bok, a postanowił, bądź co bądź, zapoznać się z panną Izabelą. 932 Wtedy przekonał się, że między jego znajomymi nie ma człowieka, który mógłby go wprowadzić do domu Łęckich. Co gorsze: pan Łęcki i panna byli klientami jego sklepu, lecz taki stosunek, zamiast ułatwić, utrudniał raczej znajomość. 933 Stopniowo sformułował sobie warunki zapoznania się z panną Izabelą. Ażeby mógł nic więcej tylko szczerze rozmówić się z nią, należało: 934 Nie być kupcem albo być bardzo bogatym kupcem. 935 Być co najmniej szlachcicem i posiadać stosunki w sferach arystokratycznych. 936 Nade wszystko zaś mieć dużo pieniędzy. 937 Wylegitymowanie się ze szlachectwa nie było rzeczą trudną. 938 W maju roku zeszłego Wokulski wziął się do tej sprawy, którą jego wyjazd do Bułgarii o tyle przyspieszył, że już w grudniu miał dyplom[197], z majątkiem było znacznie trudniej; w tym przecie dopomógł mu los. 939 W początkach wojny wschodniej[198] przejeżdżał przez Warszawę bogaty moskiewski kupiec, Suzin, przyjaciel Wokulskiego jeszcze z Syberii. Odwiedził Wokulskiego i gwałtem zachęcał go do przyjęcia udziału w dostawach dla wojska.

Uważnie przeczytaj fragment i dokonaj analizy stanu ducha bohatera. Z czego zdał sobie sprawę? Jak ocenia pannę Izabelę? Co sobie wyrzuca? Po wyjściu panny Izabeli ze sklepu Wokulski wziął się znowu do rachunków i bez błędu zsumował dwie duże kolumny cyfr. W połowie trzeciej zatrzymał się i dziwił się temu spokojowi, jaki zapanował w jego duszy. Po całorocznej gorączce i tęsknocie przerywanej wybuchami szału skąd naraz ta obojętność? Gdyby można było jakiegoś człowieka nagle przerzucić z balowej sali do lasu albo z dusznego więzienia na chłodne i obszerne pole, nie doznałby innych wrażeń ani głębszego zdumienia. 860 „MiłośćWidocznie przez rok ulegałem częściowemu obłąkaniu” — myślał Wokulski. — „Nie było niebezpieczeństwa, nie było ofiary, której nie poniósłbym dla tej osoby, i ledwiem ją zobaczył, już nic mnie nie obchodzi… 861 Dama, Obyczaje, Pozycja społecznaA jak ona rozmawiała ze mną. Ile tam było pogardy dla marnego kupca… »Zapłać temu panu!…« Paradne są te wielkie damy; próżniak, szuler, nawet złodziej, byle miał nazwisko, stanowi dla nich dobre towarzystwo, choćby fizjognomią zamiast ojca przypominał lokaja swej matki. Ale kupiec — jest pariasem[180]… Co mnie to wreszcie obchodzi; gnijcie sobie w spokoju!” 862 Znowu dodał jedną kolumnę nie uważając nawet, co się dzieje w sklepie. 863 „Skąd ona wie — myślał dalej — że ja kupiłem serwis i srebra?… A jak wybadywała, czym nie zapłacił więcej niż warte! Z przyjemnością ofiarowałbym im ten pamiątkowy drobiazg. Winienem jej dozgonną wdzięczność, bo gdyby nie szał dla niej, nie dorobiłbym się majątku i spleśniałbym za kantorkiem. A teraz może mi smutno będzie bez tych żalów, rozpaczy i nadziei… Głupie życie!… Po ziemi gonimy marę, którą każdy nosi we własnym sercu, i dopiero gdy stamtąd ucieknie, poznajemy, że to był obłęd… No, nigdy bym nie przypuszczał, że mogą istnieć tak cudowne kuracje. Przed godziną byłem pełen trucizny, a w tej chwili jestem tak spokojny i — jakiś pusty, jakby uciekła ze mnie dusza i wnętrzności, a została tylko skóra i odzież. Co ja teraz będę robił? czym będę żył?… Chyba pojadę na wystawę do Paryża[181], a potem w Alpy…” [...] A potem, nie wiadomo z jakiej racji, pomyślał: 1028 „FlirtCóż z tego, że trochę kokietuje?… Kokieteria u kobiet jest jak barwa i zapach u kwiatów. Taka już ich natura, że każdemu chcą się podobać, nawet Mraczewskim… 1029 Dla wszystkich kokieteria, a dla mnie: »zapłać temu panu!…« Może ona myśli, że ja oszukałem ich na kupnie srebra?… To byłoby kapitalne!” 1030 WarszawaNad samym brzegiem Wisły leżał stos belek. Wokulski uczuł znużenie, siadł i patrzył. W spokojnej powierzchni wody odbijała się Saska Kępa[213], już zieleniejąca, i praskie domy z czerwonymi dachami; na środku rzeki stała nieruchoma berlinka[214]. Nie większym wydawał się ten okręt, który zeszłego lata widział Wokulski na Morzu Czarnym, unieruchomiony z powodu zepsucia się machin. 1031 „Leciał jak ptak i nagle utknął; zabrakło w nim motoru. Spytałem się wówczas: a może i ja kiedyś stanę w biegu? — no, i stanąłem. Jakież to pospolite sprężyny wywołują ruch w świecie: trochę węgla ożywia okręt, trochę serca — człowieka…” 1032 Kondycja ludzka, Natura, PracaW tej chwili żółtawy, za wczesny motyl przeleciał mu nad głową w stronę miasta. 1033 „Ciekawym, skąd on się wziął? — myślał Wokulski. — Motyl, Robak, Pozycja społecznaNatura miewa kaprysy i — analogie — dodał. — Motyle istnieją także w rodzaju ludzkim: piękna barwa, latanie nad powierzchnią życia, karmienie się słodyczami, bez których giną — oto ich zajęcie. A ty, robaku, nurtuj ziemię i przerabiaj ją na grunt zdolny do siewu. Oni bawią się, ty pracuj; dla nich istnieje wolna przestrzeń i światło, a ty ciesz się jednym tylko przywilejem: zrastania się, jeżeli cię rozdepcze ktoś nieuważny. 1034 I tobież to wzdychać do motyla, głupi?… I dziwić się, że ma wstręt do ciebie?… Jakiż łącznik może istnieć między mną i nią?… 1035 No, gąsienica jest także podobna do robaka, póki nie zostanie motylem. Ach więc to ty masz zostać motylem, kupcze galanteryjny? Dlaczegóż by nie? Mieszczanin, SzlachcicCiągłe doskonalenie się jest prawem świata, a ileż to kupieckich rodów w Anglii zostało lordowskimi mościami? 1036 RewolucjaW Anglii!… Tam jeszcze istnieje epoka twórcza w społeczeństwie; tam wszystko doskonali się i wstępuje na wyższe szczeble. Owszem, tam nawet ci wyżsi przyciągają do siebie nowe siły. Lecz u nas wyższa warstwa zakrzepła jak woda na mrozie i nie tylko wytworzyła osobny gatunek, który nie łączy się z resztą, ma do niej wstręt fizyczny, ale jeszcze własną martwotą krępuje wszelki ruch z dołu. Co się tu łudzić: ona i ja to dwa różne gatunki istot, naprawdę jak motyl i robak. Mam dla jej skrzydeł opuszczać swoją norę i innych robaków?… Społecznik, PieniądzTo są moi — ci, którzy leżą tam na śmietniku, i może dlatego są nędzni, a będą jeszcze nędzniejsi, że ja chcę wydawać po trzydzieści tysięcy rubli rocznie na zabawę w motyla. Głupi handlarzu, podły człowieku!… 1037 Trzydzieści tysięcy rubli znaczą tyle, co sześćdziesiąt drobnych warsztatów albo sklepików, z których żyją całe rodziny. I to ja mam byt ich zniszczyć, wyssać z nich ludzkie dusze i wypędzić na ten śmietnik?… 1038 No dobrze, ale gdyby nie ona, czy miałbym dziś majątek?… Kto wie, co się stanie ze mną i z tymi pieniędzmi bez niej? Może właśnie dopiero przy niej nabiorą one twórczych własności; może choć kilkanaście rodzin z nich skorzysta?…” 1039 SobowtórWokulski odwrócił się i nagle zobaczył na ziemi swój własny cień. Potem przypomniał sobie, że ten cień chodzi przed nim, za nim albo obok niego zawsze i wszędzie, jak myśl o tamtej kobiecie chodziła za nim wszędzie i zawsze, na jawie i we śnie, mieszając się do wszystkich jego celów, planów i czynów. 1040 „Nie mogę wyrzec się jej” — szepnął rozkładając ręce, jakby tłomaczył się komuś.

Uważnie przeczytaj fragment powieści. Dokonaj analizy odczuć bohaterki, nad którą swoja opiekę roztoczył Stanisław Wokulski. Co panna Izabela wie na pewno? Czego się domyśla? Co przeczuwa? Zastanów się nad symbolicznym znaczeniem sennego obrazu, jaki pojawił się przed oczami panny Łęckiej. Co oznacza karta w ręku Wokulskiego? Jakie uczucia w bohaterce wzbudza ten obraz? Co za straszne położenie!… Już miesiąc zadłużają się u swego lokaja, a od dziesięciu dni jej ojciec na swoje drobne wydatki wygrywa pieniądze w karty… Wygrać można; panowie wygrywają tysiące, ale — nie na opędzenie pierwszych potrzeb, i przecież — nie od kupców. Ach, gdyby można, upadłaby ojcu do nóg i błagała go, ażeby nie grywał z tymi ludźmi, a przynajmniej nie teraz, kiedy ich stan majątkowy jest tak ciężki. Za kilka dni, gdy odbierze pieniądze za swój serwis, sama wręczy ojcu paręset rubli prosząc, ażeby je przegrał do tego pana Wokulskiego, ażeby wynagrodził go hojniej, niż ona wynagrodzi Mikołaja za zaciągnięte długi. 689 Ale czyż jej wypada zrobić to, a nawet mówić o tym ojcu?… 690 „Wokulski?… Wokulski?… — szepcze panna Izabela. — Któż to jest ten Wokulski, który dziś tak nagle ukazał się jej od razu z kilku stron, pod rozmaitymi postaciami. Co on ma do czynienia z jej ciotką, z ojcem?…” 691 I otóż zdaje się jej, że już od kilku tygodni coś słyszała o tym człowieku. Jakiś kupiec niedawno ofiarował parę tysięcy rubli na dobroczynność, ale nie była pewna, czy to był handlujący strojami damskimi, czy futrami. Potem mówiono, że także jakiś kupiec podczas wojny bułgarskiej[169] dorobił się wielkiego majątku, tylko nie uważała, czy dorobił się szewc, u którego ona bierze buciki, czy jej fryzjer? I dopiero teraz przypomina sobie, że ten kupiec, który dał pieniądze na dobroczynność, i ten, który zyskał duży majątek, są jedną osobą, że to właśnie jest ów Wokulski, który do jej ojca przegrywa w karty, a którego jej ciotka, znana z dumy hrabina Karolowa, nazywa: „mój poczciwy Wokulski!…” 692 W tej chwili przypomina sobie nawet fizjognomię tego człowieka, który w sklepie nie chciał z nią mówić, tylko cofnąwszy się za ogromne japońskie wazony przypatrywał się jej posępnie. Jak on na nią patrzył… 693 Jednego dnia weszła z panną Florentyną na czekoladę do cukierni, przez figle. Usiadły przy oknie, za którym zebrało się kilkoro obdartych dzieci. Dzieci spoglądały na nią, na czekoladę i na ciastka z ciekawością i łakomstwem głodnych zwierzątek, a ten kupiec — tak samo na nią patrzył. 694 Lekki dreszcz przebiegł pannę Izabelę. I to ma być wspólnik jej ojca?… Do czego ten wspólnik?… Skąd jej ojcu przyszło do głowy zawiązywać jakieś towarzystwa handlowe, tworzyć jakieś rozległe plany, o których nigdy dawniej nie marzył?… Chce przy pomocy mieszczaństwa wysunąć się na czoło arystokracji; chce zostać wybranym do rady miejskiej, której nie było i nie ma?… 695 Ależ ten Wokulski to naprawdę jakiś aferzysta, może oszust, który potrzebuje głośnego nazwiska na szyld do swoich przedsiębiorstw. Bywały takie wypadki. Ileż pięknych nazwisk szlachty niemieckiej i węgierskiej unurzało się w operacjach handlowych, których ona nawet nie rozumie, a ojciec chyba nie więcej. 696 Sen, OmenZrobiło się już zupełnie ciemno; na ulicy zapalono latarnie, których blask wpadał do gabinetu panny Izabeli malując na suficie ramę okna i zwoje firanki. Wyglądało to jak krzyż na tle jasności, którą powoli zasłania gęsty obłok. 697 „Gdzie to ja widziałam taki krzyż, taką chmurę i jasność?…” — zapytała się panna Izabela. Zaczęła przypominać sobie widziane w życiu okolice i — marzyć. 698 Zdawało się jej, że powozem jedzie przez jakąś znaną miejscowość. Krajobraz jest podobny do olbrzymiego pierścienia, utworzonego z lasów i zielonych gór, a jej powóz znajduje się na krawędzi pierścienia i zjeżdża na dół. Czy on zjeżdża? bo ani zbliża się do niczego, ani od niczego nie oddala, tak jakby stał w miejscu. Ale zjeżdża: widać to po wizerunku słońca, które odbija się w lakierowanym skrzydle powozu i drgając, z wolna posuwa się w tył. Zresztą słychać turkot… To turkot dorożki na ulicy?… Nie, to turkoczą machiny pracujące gdzieś w głębi owego pierścienia gór i lasów. Widać tam nawet, na dole, jakby jezioro czarnych dymów i białych par, ujęte w ramę zieloności. 699 Teraz panna Izabela spostrzega ojca, który siedzi przy niej i z uwagą ogląda sobie paznokcie, od czasu do czasu rzucając okiem na krajobraz. Powóz ciągle stoi na krawędzi pierścienia niby bez ruchu, a tylko wizerunek słońca, odbitego w lakierowanym skrzydle, wolno posuwa się ku tyłowi. Ten pozorny spoczynek czy też utajony ruch w wysokim stopniu drażni pannę Izabelę. „Czy my jedziemy, czy stoimy?” — pyta ojca. Ale ojciec nie odpowiada nic, jakby jej nie widział; ogląda swoje piękne paznokcie i czasami rzuca okiem na okolicę… 700 Wtem (powóz ciągle drży i słychać turkot) z głębi jeziora czarnych dymów i białych par wynurza się do pół figury jakiś człowiek. Ma krótko ostrzyżone włosy, śniadą twarz, która przypomina Trostiego, pułkownika strzelców (a może gladiatora z Florencji?), i ogromne czerwone dłonie. Odziany jest w zasmoloną koszulę z rękawami zawiniętymi wyżej łokcia; w lewej ręce, tuż przy piersi, trzyma karty ułożone w wachlarz, w prawej, którą podniósł nad głowę, trzyma jedną kartę, widocznie w tym celu, aby ją rzucić na przód siedzenia powozu. Reszty postaci nie widać spośród dymu. 701 „Co on robi, ojcze?” — pyta się zalękniona panna Izabela. 702 „Gra ze mną w pikietę” — odpowiada ojciec, również trzymając w rękach karty. 703 „Ależ to straszny człowiek, papo!” 704 „Nawet tacy nie robią nic złego kobietom” — odpowiada pan Tomasz. 705 Teraz dopiero panna Izabela spostrzega, że człowiek w koszuli patrzy na nią jakimś szczególnym wzrokiem, ciągle trzymając kartę nad głową. Dym i para, kotłujące w dolinie, chwilami zasłaniają jego rozpiętą koszulę i surowe oblicze; tonie wśród nich — nie ma go. Tylko spoza dymu widać blady połysk jego oczów, a nad dymem obnażoną do łokcia rękę i — kartę. 706 „Co znaczy ta karta, papo?…” — zapytuje ojca. 707 Ale ojciec spokojnie patrzy we własne karty i nie powiada nic, jakby jej nie widział. 708 „Kiedyż nareszcie wyjedziemy z tego miejsca?…” 709 Ale choć powóz drży i słońce odbite w skrzydle posuwa się ku tyłowi, ciągle u stopni widać jezioro dymu, a w nim zanurzonego człowieka, jego rękę nad głową i — kartę. 710 Pannę Izabelę ogarnia nerwowy niepokój, skupia wszystkie wspomnienia, wszystkie myśli, ażeby odgadnąć co znaczy karta, którą trzyma ten człowiek?… 711 Czy to są pieniądze, które przegrał do ojca w pikietę? Chyba nie. Może ofiara, jaką złożył Towarzystwu Dobroczynności? I to nie. Może tysiąc rubli, które dał ciotce na ochronę, a może to jest kwit na fontannę, ptaszki i dywany do ubrania grobu Pańskiego?… Także nie; to wszystko nie niepokoiłoby jej. 712 Stopniowo pannę Izabelę napełnia wielka bojaźń. Może to są weksle jej ojca, które ktoś niedawno wykupił?… W takim razie wziąwszy pieniądze za srebra i serwis spłaci ten dług najpierwej i uwolni się od podobnego wierzyciela. Ale człowiek pogrążony w dymie wciąż patrzy jej w oczy i karty nie rzuca. Więc może… Ach!…

Uważnie przeczytaj fragment powieści. Zwróć szczególną uwagę na zachowanie panny Izabeli. Po co poszła do sklepu Wokulskiego? Jak się zachowywała? Czemu miało służyć kokietowanie Mraczewskiego? Jak Łęcka traktowała Wokulskiego? O czym z nim rozmawiała? Jakich uczuć doznała podczas tej wizyty? Gardziła Wokulskim, serce jej zamierało na samo przypuszczenie, że ten człowiek mógł zapłacić za srebra więcej, niż były warte, a mimo to czuła nieprzeparty pociąg — wejść do sklepu, spojrzeć w oczy Wokulskiemu i zapłacić mu za parę drobiazgów tymi właśnie pieniędzmi, które pochodziły od niego. Strach ją zdejmował na myśl spotkania, lecz niewytłomaczony instynkt popychał. 799 Na Krakowskim już z daleka zobaczyła szyld z napisem: J. Mincel i S. Wokulski, a o jeden dom bliżej nowy, jeszcze nie wykończony sklep[176] o pięciu oknach frontu, z lustrzanymi szybami. Z kilku pracujących przy nim rzemieślników i robotników jedni od wewnątrz wycierali szyby, drudzy złocili i malowali drzwi i futryny, inni umocowywali przed oknami ogromne mosiężne bariery. 800 — Cóż to za sklep budują? — spytała panny Florentyny. 801 — Chyba dla Wokulskiego, bo słyszałam, że wziął obszerniejszy lokal. 802 „Dla mnie ten sklep!” — pomyślała panna Izabela szarpiąc rękawiczki. 803 SługaStrachPowóz stanął, lokaj zeskoczył z kozła i pomógł paniom wysiąść. Lecz gdy następnie otworzył z łoskotem drzwi do sklepu Wokulskiego, panna Izabela tak osłabła, że nogi zachwiały się pod nią. Przez chwilę chciała wrócić do powozu i uciec stąd; wnet jednak opanowała się i z podniesioną głową weszła. 804 Pan Rzecki stał już na środku sklepu i zacierając ręce, witał ją niskimi ukłonami. W głębi pan Lisiecki, podczesując piękną brodę, okrągłymi i pełnymi godności ruchami prezentował brązowe kandelabry jakiejś damie, która siedziała na krześle. Mizerny Klejn wybierał laski młodzieńcowi, który na widok panny Izabeli szybko uzbroił się w binokle — a pachnący heliotropem[177] Mraczewski palił wzrokiem i sztyletował wąsikami dwie rumiane panienki, które towarzyszyły damie i oglądały toaletowe cacka. 805 Na prawo ode drzwi, za kantorkiem, siedział Wokulski schylony nad rachunkami. 806 Gdy panna Izabela weszła, młodzieniec oglądający laski poprawił kołnierzyk na szyi, dwie panienki spojrzały na siebie, pan Lisiecki urwał w połowie swój okrągły frazes o stylu kandelabrów, ale zatrzymał okrągłą pozę, a nawet dama słuchająca jego wykładu ciężko odwróciła się na krześle. Przez chwilę sklep zaległa cisza, którą dopiero panna Izabela przerwała odezwawszy się pięknym kontraltem: 807 — Czy zastałyśmy pana Mraczewskiego?… 808 — Panie Mraczewski!… — pochwycił pan Ignacy. 809 Mraczewski już stał przy pannie Izabeli, zarumieniony jak wiśnia, pachnący jak kadzielnica, z pochyloną głową, jak kita wodnej trzciny. 810 Handel— Przyszłyśmy prosić pana o rękawiczki. 811 — Numerek pięć i pół — odparł Mraczewski i już trzymał pudełko, które mu nieco drżało w rękach pod wpływem spojrzenia panny Izabeli. 812 — Otóż nie… — przerwała panna ze śmiechem. — Pięć i trzy czwarte… Już pan zapomniał!… 813 — Pani, są rzeczy, których się nigdy nie zapomina. Jeżeli jednak rozkazuje pani pięć i trzy czwarte, będę służył w nadziei, że niebawem znowu zaszczyci nas pani swoją obecnością. Bo rękawiczki pięć i trzy czwarte — dodał z lekkim westchnieniem, podsuwając jej kilka innych pudełek — stanowczo zsuną się z rączek… 814 — Geniusz! — cicho szepnął pan Ignacy mrugając na Lisieckiego, który pogardliwie ruszył ustami. 815 Dama siedząca na krześle zwróciła się do kandelabrów, dwie panny do toaletki z oliwkowego drzewa, młodzieniec w binoklach począł znowu wybierać laski i — rzeczy w sklepie przeszły do spokojnego trybu. Tylko rozgorączkowany Mraczewski zeskakiwał i wbiegał na drabinkę, wysuwał szuflady i wydobywał coraz nowe pudełka tłomacząc pannie Izabeli po polsku i po francusku, że nie może nosić innych rękawiczek, tylko pięć i pół, ani używać innych perfum, tylko oryginalnych Atkinsona[178], ani ozdabiać swego stolika innymi drobiazgami, jak paryskimi. 816 Wokulski pochylił się nad kantorkiem tak, że żyły nabrzmiały mu na czole, i — wciąż rachował w myśli: 817 „29 a 36 — to 65, a 15 to 80, a 73 — to… to…” 818 Tu urwał i spod oka spojrzał w stronę panny Izabeli rozmawiającej z Mraczewskim. Oboje stali zwróceni do niego profilem; dostrzegł więc pałający wzrok subiekta przykuty do panny Izabeli, na co ona w sposób demonstracyjny odpowiadała uśmiechem i spojrzeniami łagodnej zachęty. 819 „29 a 36 — to 65, a 15…” — liczył w myśli Wokulski, lecz nagle pióro prysło mu w ręku. Nie podnosząc głowy wydobył nową stalówkę z szuflady, a jednocześnie, nie wiadomo jakim sposobem, z rachunku wypadło mu pytanie: 820 Miłość„I ja mam niby to ją kochać?… Głupstwo! Przez rok cierpiałem na jakąś chorobę mózgową, a zdawało mi się, że jestem zakochany… 29 a 36… 29 a 36… Nigdym nie przypuszczał, ażeby mogła mi być tak dalece obojętną… Jak ona patrzy na tego osła… No, jest to widocznie osoba, która kokietuje nawet subiektów, a czy tego samego nie robi z furmanami i lokajami!… Pierwszy raz czuję spokój… o Boże… A tak go bardzo pragnąłem…” 821 Do sklepu weszło jeszcze parę osób, do których niechętnie zwrócił się Mraczewski, powoli wiążąc paczki. 822 Panna Izabela zbliżyła się do Wokulskiego i wskazując w jego stronę parasolką rzekła dobitnie: 823 — Floro, bądź łaskawa zapłacić temu panu. Wracamy do domu. 824 — Kasa jest tu — odezwał się Rzecki podbiegając do panny Florentyny. Wziął od niej pieniądze i oboje cofnęli się w głąb sklepu. 825 Panna Izabela z wolna podsunęła się tuż do kantorka, za którym siedział Wokulski. Była bardzo blada. Zdawało się, że widok tego człowieka wywiera na nią wpływ magnetyczny[179]. 826 — Czy mówię z panem Wokulskim? 827 Wokulski powstał z krzesła i odparł obojętnie: 828 — Jestem do usług. 829 Handel— Wszakże to pan kupił nasz serwis i srebra? — mówiła zdławionym głosem. 830 — Ja, pani. 831 Teraz panna Izabela zawahała się. Po chwili jednak słaby rumieniec wrócił jej na twarz. Ciągnęła dalej: 832 — Zapewne pan sprzeda te przedmioty? 833 — W tym celu je kupiłem. 834 Rumieniec panny Izabeli wzmocnił się. 835 — Przyszły nabywca w Warszawie mieszka? — pytała dalej. 836 — Rzeczy tych nie sprzedam tutaj, lecz za granicą. Tam… dadzą mi wyższą cenę — dodał spostrzegłszy w jej oczach zapytanie. 837 — Pan spodziewa się dużo zyskać? 838 — Dlatego, ażeby zyskać, kupiłem. 839 — Czy i dlatego mój ojciec nie wie, że srebra te są w pańskim ręku? — rzekła ironicznie. 840 Wokulskiemu drgnęły usta. 841 — Serwis i srebra nabyłem od jubilera. Sekretu z tego nie robię. Osób trzecich do sprawy nie mieszam, ponieważ to nie jest w zwyczajach handlowych. 842 Pomimo tak szorstkich odpowiedzi panna Izabela odetchnęła. Nawet oczy jej nieco pociemniały i straciły połysk nienawiści. 843 — A gdyby mój ojciec namyśliwszy się chciał odkupić te przedmioty, za jaką cenę odstąpiłby je pan teraz? 844 — Za jaką kupiłem. Rozumie się z doliczeniem procentu w stosunku… sześć… do ośmiu od sta rocznie… 845 — I wyrzekłby się pan spodziewanego zysku?… Dlaczegóż to?… — przerwała mu z pośpiechem. 846 — Dlatego, proszę pani, że handel opiera się nie na zyskach spodziewanych, ale na ciągłym obrocie gotówki. 847 — Żegnam pana i… dziękuję za wyjaśnienia — rzekła panna Izabela widząc, że jej towarzyszka już kończy rachunki. 848 Wokulski ukłonił się i znowu usiadł do swej księgi. 849 Gdy lokaj zabrał paczki i panie zajęły miejsca w powozie, panna Florentyna odezwała się tonem wyrzutu: 850 — Mówiłaś z tym człowiekiem, Belu?… 851 — Tak i nie żałuję tego. On wszystko skłamał, ale… 852 — Co znaczy to: ale?… — z niepokojem zapytała panna Florentyna. 853 — Nie pytaj mnie… Nic do mnie nie mów, jeżeli nie chcesz, ażebym rozpłakała się na ulicy… 854 A po chwili dodała po francusku: 855 — Zresztą, może zrobiłam źle przyjeżdżając tutaj, ale… wszystko mi jedno!… 856 — Myślę, Belciu — rzekła, z powagą sznurując usta, jej towarzyszka — że należałoby pomówić o tym z ojcem albo z ciotką. 857 — Chcesz powiedzieć — przerwała panna Izabela — że muszę pomówić z marszałkiem albo z baronem? Na to zawsze będzie czas; dziś nie mam jeszcze odwagi. 858 Przerwała się rozmowa. Panie milcząc wróciły do domu; panna Izabela cały dzień była rozdrażniona.

Prześledź przeżycia wewnętrzne bohatera „Bogactwo, Pozycja społecznaMam nieprawdopodobne szczęście — myślał. — W pół roku zrobiłem majątek krociowy, za parę lat mogę mieć milion… Nawet prędzej… Dziś już mam wstęp na salony, a za rok?… Niektórym z tych, co przed chwilą ocierali się o mnie, przed siedemnastoma laty mogłem usługiwać w sklepie, a nie usługiwałem chyba dlatego, że żaden nie wstąpiłby tam. Z komórki przy sklepie do buduaru hrabiny, co za skok!… Czy aby ja nie za prędko awansuję?” — dodał z tajemną trwogą w sercu. [...] przez całe życie nie pozwalałem sobie na podobny zbytek. Kochają się miliony ludzi, kocha się cały świat czujący, dlaczegóż mnie jednemu miałoby to być zabronione? Jeżeli zaś ten zasadniczy punkt ma rację bytu, to ma ją wszystko, co robię. Kto się chce żenić, musi posiadać majątek, więc — zdobyłem majątek. Musi zbliżyć się do wybranej kobiety — ja też zbliżyłem się. Musi troszczyć się o jej byt materialny i chronić od nieprzyjaciół — a ja robię jedno i drugie. Czy zaś w tym dobijaniu się o szczęście skrzywdziłem kogo? czy zaniedbuję obowiązków[449] względem społeczeństwa i bliźnich?… Ach, ci kochani bliźni i to społeczeństwo, które nigdy nie troszczyło się o mnie i stawiało mi wszelkie przeszkody, a zawsze upomina się o ofiary z mojej strony… Lecz właśnie to, co oni dziś nazywają szaleństwem, popycha mnie do pełnienia jakichś fikcyjnych[450] obowiązków. Gdyby nie ono, siedziałbym dziś jak mól w książkach i kilkaset osób miałoby mniejsze zarobki. Więc czego oni chcą ode mnie?” — pytał sam siebie w rozdrażnieniu. [...] „Dlaczego oni mnie zaprosili? — pytał czując lekki dreszcz wewnętrzny. — Panna Izabela chce się ze mną poznać… Ależ oczywiście dają mi do zrozumienia, że mogę się żenić!… Byliby chyba ślepi albo idioci, żeby nie spostrzegli, co się ze mną dzieje wobec niej…” 3217 Począł tak drżeć, że mu zęby szczękały; wtedy odezwał się przygłuszony rozsądek. 3218 „Za pozwoleniem. Od jednego obiadu i jednej wizyty jeszcze bardzo daleko do dłuższej znajomości. Na tysiąc zaś dłuższych znajomości — ledwie jedna prowadzi do oświadczyn; na dziesięć oświadczyn — ledwie jedne są przyjęte, a i z tych ledwie połowa kończy się małżeństwem. Trzeba więc być zupełnym wariatem, ażeby nawet przy dłuższej znajomości myśleć o małżeństwie, za którym jest ledwie jedna, a przeciw któremu ze dwadzieścia tysięcy szans… Jasne czy niejasne?” 3219 Wokulski musiał przyznać, że jest jasne. Gdyby wszelka znajomość prowadziła do małżeństwa, każda kobieta musiałaby mieć po kilkudziesięciu mężów, każdy mężczyzna po kilkadziesiąt żon, księża nie daliby sobie rady ze ślubami, a cały świat zamieniłby się w jeden wielki szpital wariatów. On zaś, Wokulski, nie tylko nie był jeszcze dobrym znajomym panny Łęckiej, ale dopiero znajdował się w przededniu do zrobienia z nią znajomości. 3220 „Więc cóż zyskałem — spytał — po bułgarskich niebezpieczeństwach i tutejszych wyścigach lub pojedynkach?…” 3221 „Zyskałeś większą szansę — objaśniał rozsądek — przed rokiem miałeś może jedną sto– albo jedną dwudziestomilionową prawdopodobieństwa, że się z nią ożenisz, a za rok możesz mieć jedną dwudziestotysięczną…” 3222 „Za rok?… — powtórzył Wokulski i znowu owionął go jakiś chłód surowy. Wydarł mu się jednak i zapytał: — Kaleka, Kobieta, Mężczyzna, MiłośćA jeżeli panna Izabela pokocha mnie albo już kocha?…” 3223 „Naprzód — należałoby wiedzieć, czy panna Izabela może kochać kogokolwiek…” 3224 „Alboż nie jest kobietą?” 3225 „Trafiają się kobiety z defektem moralnym, niezdolne kochać nic i nikogo, prócz swoich przelotnych kaprysów, podobnież i mężczyźni; jest to tak dobra wada, jak: głuchota, ślepota albo paraliż, tylko mniej widoczna.” 3226 „Przypuśćmy…” 3227 Natura, Zwierzęta„Dobrze — mówił dalej głos, który Wokulskiemu przypominał zgryźliwe zrzędzenie doktora Szumana — gdyby więc ta pani w ogóle mogła kogoś kochać, to nasuwa się drugie pytanie: czy pokocha ciebie?” 3228 „Przecież tak wstrętny nie jestem.” 3229 „Owszem, możesz nim być, jak najpiękniejszy lew jest wstrętnym dla krowy albo orzeł dla gęsi. Widzisz, mówię ci nawet komplimenta: porównywam cię ze lwem i orłem, które mimo wszystkich zalet budzą jednak odrazę w samicach innego gatunku. Unikaj zatem samic innego niż twój gatunku…” [...] „Rozczarowanie, Samobójstwo, Sobowtór, Rozum, SzaleństwoWe mnie jest dwu ludzi — mówił — jeden zupełnie rozsądny, drugi wariat. Który zaś zwycięży?… Ach, o to się już nie troszczę. Ale co zrobię, jeżeli wygra ten mądry?… Natura, ZwierzętaCóż to za okropna rzecz posiadając wielki kapitał uczuć złożyć go samicy innego gatunku: krowie, gęsi albo czemuś jeszcze gorszemu?… Cóż to za upokorzenie śmiać się z triumfów jakiegoś byka albo gąsiora, a jednocześnie płakać nad własnym sercem, tak boleśnie rozdartym, tak haniebnie podeptanym?… Czy warto żyć dalej w podobnych warunkach?” [...] Patrząc na grę jej fizjognomii Wokulskiemu przypomniały się cudowne falowania zorzy północnej i owe dziwne melodie bez tonów i bez słów, które niekiedy odzywają się w ludzkiej duszy niby echa lepszego świata. Rozmarzony, przysłuchiwał się gorączkowemu tykotaniu stołowego zegara i biciu własnych pulsów i dziwił się, że te dwa tak szybkie zjawiska prawie wloką się w porównaniu z biegiem jego myśli. 3358 „Jeżeli jest jakie niebo — mówił sobie — błogosławieni nie doznają wyższego szczęścia aniżeli ja w tej chwili.”

Prześledź przeżycia wewnętrzne bohaterki Dopiero w Wokulskim poznała nie tylko nową osobistość, ale niespodziewane zjawisko. Jego niepodobna było określić jednym wyrazem, a nawet stoma zdaniami. Nie był też do nikogo podobny, a jeżeli w ogóle można go było z czymś porównywać, to chyba z jakąś okolicą, przez którą jedzie się cały dzień i gdzie spotyka się równiny i góry, lasy i łąki, wody i pustynie, wsie i miasta. I gdzie jeszcze, spoza mgieł horyzontu, wynurzają się jakieś niejasne widoki, już niepodobne do żadnej rzeczy znanej. Ogarniało ją zdumienie i pytała się: czy to jest gra podnieconej imaginacji, czy naprawdę istota nadludzka, a przynajmniej — pozasalonowa? 3076 Wtedy zaczęła sobie rejestrować doznane wrażenia. 3077 Pierwszy raz — wcale go nie widziała, czuła tylko zbliżający się jakiś ogromny cień. 3078 Był ktoś, który rzucił parę tysięcy rubli na dobroczynność i na ochronę jej ciotki; potem ktoś grał z jej ojcem w karty w resursie i co dzień przegrywał; potem ktoś, który wykupił weksle jej ojca (może to nie Wokulski?…), następnie jej serwis, a następnie dostarczył różnych rzeczy do przyozdobienia grobu Pańskiego. 3079 Ten ktoś był to zuchwały dorobkiewicz, który od roku ścigał ją spojrzeniami w teatrach i na koncertach. Był to cyniczny brutal, który dorobił się majątku na podejrzanych spekulacjach po to, ażeby kupić sobie reputację u ludzi, a ją, pannę Izabelę Łęcką, u jej ojca!… 3080 Z tej epoki pamiętała tylko jego grubo ciosaną figurę, czerwone ręce i szorstkie obejście, które obok grzeczności innych kupców wydawało się nieznośnym, a na tle wachlarzy, sakwojażów, parasoli, lasek i tym podobnych galanteryj — po prostu śmieszne. Był to przebiegły i bezczelny kupczyk, który w swoim sklepie pozował na upadłego ministra. Był wstrętny, nawet śmiertelnie nienawistny, gdyż poważył się udzielać im zasiłki w formie kupna serwisu albo przegranych w karty do ojca. 3081 Dziś jeszcze myśląc o tym, panna Izabela szarpała na sobie suknię. Niekiedy rzuciwszy się na szezlong biła pięściami sprężyny i szeptała: 3082 — Nikczemnik!… nikczemnik!… 3083 Duma, Tajemnica, UpadekSam widok niedoli, w jaką staczał się jej dom, już napełniał ją rozpaczą. A cóż dopiero, gdy ktoś wdarł się za zasłonę jej najskrytszych tajemnic i śmiał opatrywać rany, które ukryłaby przed samym Bogiem. Wszystko mogłaby przebaczyć, oprócz tego ciosu, jaki zadano jej dumie. 3084 KobietaTu zaszła zmiana dekoracji. Wystąpił inny człowiek, który bez cienia dwuznacznej myśli powiedział jej w oczy, że kupił serwis, ażeby zrobić na nim interes. A zatem on czuł, że panny Izabeli Łęckiej wspierać nie wolno, i gdyby to nawet zrobił, nie tylko nie szukałby rozgłosu albo wdzięczności, ale nawet — nie śmiałby myśleć o tym. 3085 Ten sam człowiek wypędził ze sklepu Mraczewskiego, który poważył się złośliwie o niej mówić. Na próżno wrogowie panny Izabeli, baron i baronowa Krzeszowscy, wstawiali się za tym młodzieńcem; na próżno odezwała się za nim hrabina ciotka, która rzadko dziękowała, a jeszcze rzadziej prosiła. Wokulski nie ustąpił… Lecz jedno słówko jej, panny Izabeli, pokonało nieugiętego człowieka; nie tylko cofnął się, ale nawet dał Mraczewskiemu lepszą posadę. Nie robi się takich ustępstw dla kobiety, której się nie czci. 3086 Szkoda tylko, że prawie w tej samej chwili w jej czcicielu odezwał się pyszny dorobkiewicz, który na kwestyjną tacę rzucił rulon półimperiałów. Ach, jakież to było kupieckie!… I jak on nic nie rozumie po angielsku, nie ma wyobrażenia o języku, który jest modnym!… 3087 Trzecia faza. Pozycja społecznaZobaczyła Wokulskiego w salonie ciotki w pierwszy dzień Wielkiejnocy i spostrzegła, że on o całą głowę przerasta towarzystwo. Najarystokratyczniejsi ludzie ubiegali się o znajomość z nim, a on, ten brutalny parweniusz, odrzynał się od nich jak ogień od dymu. Chodził niezręcznie, ale śmiało, jakby salon ten był jego niezaprzeczoną własnością, i posępnie słuchał komplimentów, którymi go zasypywano. Potem wezwała go do siebie najczcigodniejsza z matron, prezesowa, i po kilku minutach rozmowy z nim rzewnie zapłakała… Czyżby ten z czerwonymi rękoma parweniusz?… 3088 Teraz dopiero spostrzegła panna Izabela, że Wokulski ma twarz niepospolitą. Rysy wyraziste i stanowcze, włos jakby najeżony gniewem, mały wąs, ślad bródki, kształty posągowe, wejrzenie jasne i przejmujące… Gdyby ten człowiek zamiast sklepu posiadał duże dobra ziemskie — byłby bardzo przystojnym; gdyby urodził się księciem — byłby imponująco piękny. W każdym razie przypominał Trostiego, pułkownika strzelców, i — naprawdę — posąg gladiatora zwycięzcy. 3089 W tym czasie od panny Izabeli odsunęli się prawie wszyscy. 3090 Wprawdzie starsi panowie jeszcze obsypywali ją grzecznościami z powodu piękności i elegancji, za to młodzi, szczególnie utytułowani lub majętni, traktowali ją chłodno a krótko; gdy zaś, zmęczona samotnością i banalnymi frazesami, nieco żywiej odezwała się do którego, patrzył na nią z wyraźnym przestrachem jakby lękając się, że ona chwyci go za szyję i natychmiast pociągnie do ołtarza. 3091 Bogactwo, Kobieta, Pozycja społecznaŚwiat salonów kochała panna Izabela na śmierć i życie, wyjść z niego mogła tylko do grobu, ale z każdym rokiem, a nawet miesiącem, mocniej gardziła ludźmi; pojąć nie mogła, ażeby kobietę, tak jak ona piękną, dobrą i dobrze wychowaną, świat opuszczał dlatego tylko, że — nie ma majątku!… 3092 Łzy„Cóż to za ludzie, Boże miłosierny!…” — szeptała nieraz, patrząc spoza firanek na przejeżdżające powozy elegantów, którzy pod rozmaitymi pozorami odwracali głowę od jej okien, ażeby się nie kłaniać. Czyżby sądzili, że ona wygląda ich?… 3093 A przecież istotnie ona do nich wyglądała!… 3094 Wówczas gorące łzy napływały jej do oczu; gryzła z gniewu piękne usta i szarpiąc taśmy zasłaniała okna firankami. 3095 „Cóż to za ludzie!… Cóż to za ludzie!…” — powtarzała, wstydząc się jednak sama przed sobą rzucić na nich jakiś ostrzejszy epitet, gdyż należeli do świata. Nikczemnikiem, według jej wyobrażeń, można było nazwać tylko Wokulskiego. 3096 Anioł, Kobieta, MężczyznaNa domiar szyderstwa losu z całej niegdyś falangi zostało jej tylko dwu wielbicieli. Ochockim nie łudziła się: on więcej zajmował się jakąś latającą maszyną (co za obłęd!) aniżeli nią. Za to asystowali jej, zresztą nie narzucając się zbytecznie, marszałek i baron. Marszałek nasuwał jej na myśl zabitego i oparzonego wieprza, jakie czasem spotykała w rzeźniczych furgonach na ulicy; baron znowu wydawał się jej podobnym do niewyprawnej skóry, których całe stosy można widywać na wozach. Obaj stanowili dziś ostatnie jej otoczenie, nawet skrzydła, jeżeli, jak mówiono, była naprawdę aniołem!… Okropna kombinacja dwu tych starców prześladowała pannę Izabelę dniem i nocą. Czasem zdawało się jej, że jest potępiona i że już za życia rozpoczęło się dla niej piekło. 3097 W podobnych chwilach jak topielec, który zwraca oczy do światła na dalekim brzegu, panna Izabela myślała o Wokulskim. I w bezmiarze goryczy doznawała cienia ulgi wiedząc, że jednak szaleje za nią człowiek niepospolity, o którym dużo mówiono w towarzystwie. Wtedy przychodzili jej na myśl sławni podróżnicy albo zbogaceni przemysłowcy amerykańscy, którzy przez szereg lat ciężko pracowali w kopalniach, a których od czasu do czasu z daleka pokazywano jej na paryskich salonach. 3098 „Widzi pani tego — szczebiotała jakaś hrabianka, niedawno wypuszczona z klasztoru, pochylając wachlarz w pewnym kierunku — widzi pani tego pana, który wygląda na woźnicę omnibusów[442]? To podobno jakiś wielki człowiek, który coś odkrył, tylko nie wiem co: kopalnię złota czy też biegun północny… Nawet nie pamiętam, jak się nazywa, ale zapewnił mnie jeden margrabia[443] z akademii, że ten pan mieszkał dziesięć lat pod biegunem, nie… mieszkał pod ziemią… Okropny człowiek!… Ja będąc na jego miejscu umarłabym z samego strachu… A pani, czy także by umarła?…” 3099 MężczyznaGdyby Wokulski był takim podróżnikiem, a przynajmniej górnikiem, który zrobił miliony, dziesięć lat mieszkając pod ziemią!… Błoto, SzaleniecAle on był tylko kupcem, w dodatku — galanteryjnym!… Nie umiał nawet po angielsku, co chwilę odzywał się w nim dorobkiewicz, który w młodym wieku restauracyjnym gościom przynosił jedzenie z kuchni. Taki człowiek, co najwyżej, mógłby być dobrym doradcą, nawet nieocenionym przyjacielem (w gabinecie, gdy nie ma gości). Nawet… mężem, boć spotykają ludzi straszne nieszczęścia. Ale kochankiem… No, to byłoby po prostu śmieszne… W razie potrzeby najarystokratyczniejsze damy kąpią się w błotnych wannach; lecz bawić się w błocie mógłby tylko szaleniec. 3100 Czwarta faza. Panna Izabela kilka razy spotkała Wokulskiego w Łazienkach i nawet raczyła odpowiadać na jego ukłony. Między zielonymi drzewami i obok posągów grubianin ten wydał jej się znowu innym aniżeli za kontuarem sklepu. Gdybyż on miał dobra ziemskie, z parkiem, pałacem, sadzawką?… Prawda, że dorobkiewicz, ale podobno szlachcic, synowiec oficera… Przy marszałku i baronie wygląda jak Apollo, arystokracja coraz więcej mówi o nim, a ten wybuch łez prezesowej?… 3101 Pozycja społeczna, Szlachcic, ChłopNadto prezesowa w oczywisty sposób popierała Wokulskiego u swojej przyjaciółki hrabiny i jej siostrzenicy, panny Izabeli. NudaParogodzinne spacery z ciotką po Łazienkach były tak nudne, a pogadanki o modach, ochronach i projektowanych w świecie małżeństwach tak dokuczliwe, iż panna Izabela miała nawet trochę żalu do Wokulskiego, że nie zbliża się do nich w czasie spaceru i choć z kwadrans nie porozmawia. Dla osoby z towarzystwa ciekawą jest rozmowa z tego rodzaju ludźmi, a pannie Izabeli chłopi na przykład wydawali się nawet zabawnymi swym odrębnym językiem i logiką. 3102 Chociaż kupiec galanteryjny, a do tego jeżdżący własnym powozem, nie musi być tak zabawny jak chłop… 3103 NudaBądź co bądź panna Izabela nie doznała przykrej niespodzianki usłyszawszy pewnego dnia od prezesowej, że pojedzie z nią i hrabiną do Łazienek i — że zatrzyma Wokulskiego. 3104 — Nudzimy się, niech więc nas bawi — mówiła staruszka. 3105 Gdy zaś około pierwszej wjeżdżając do łazienkowskiego parku prezesowa ze znaczącym uśmiechem rzekła do panny Izabeli: 3106 — Mam przeczucie, że go tu gdzieś spotkamy… 3107 Panna Izabela lekko zarumieniła się i postanowiła wcale nie rozmawiać z Wokulskim, a przynajmniej traktować go z góry, ażeby sobie nic nie wyobrażał. O miłości, naturalnie, w owym „wyobrażaniu sobie” mowy być nie mogło. Panna Izabela jednak nie życzyła sobie nawet poufałej życzliwości. 3108 „I ogień jest przyjemny, szczególniej w zimie — myślała — ale… w pewnym oddaleniu.” 3109 Tymczasem Wokulskiego nie było w Łazienkach. 3110 „Jak to, on nie czekał? — mówiła do siebie panna Izabela — chyba jest chory…” 3111 PróżnośćNie sądziła, ażeby Wokulski miał jakiś pilniejszy interes na świecie aniżeli widzenie się z nią; gdyby się zaś spóźnił, postanowiła nie tylko traktować go z góry, ale nawet okazać mu niezadowolenie. 3112 „Jeżeli punktualność — mówiła sobie dalej — jest grzecznością królów[444], to już co najmniej powinna być obowiązkiem kupców!…” 3113 Upłynęło pół godziny, godzina, dwie — należało wracać do domu, a Wokulski nie przychodził; nareszcie panie wsiadły do karety: hrabina zimna jak zwykle, prezesowa nieco roztargniona, a panna Izabela rozgniewana. Oburzenie nie zmniejszyło się, gdy wieczorem ojciec powiedział jej, że od południa był na sesji u księcia, gdzie Wokulski przedstawił projekt olbrzymiej spółki handlowej i w zblazowanych magnatach obudził formalny zapał. 3114 — Od dawna przeczuwałem — zakończył pan Łęcki — że przy pomocy tego człowieka uwolnię się od troskliwości mojej familii i znowu stanę, jak powinienem! 3115 — Ale do spółki, ojcze, potrzeba pieniędzy — odparła panna Izabela lekko wzruszając ramionami. 3116 — Dlatego też pozwalam sprzedać naszą kamienicę; wprawdzie długi pochłoną ze sześćdziesiąt tysięcy rubli, ale zawsze zostanie mi jeszcze — co najmniej — czterdzieści. 3117 — Ciotka mówiła, że za kamienicę nikt nie da więcej nad sześćdziesiąt… 3118 Mieszczanin— Ach, ciotka!… — oburzył się pan Tomasz. — Ona zawsze mówi to, co mogłoby mnie zmartwić albo poniżyć. Sześćdziesiąt tysięcy daje Krzeszowska, która utopiłaby nas w łyżce wody… mieszczanka!… Ale rozumie się, ciotka jej potakuje, bo tu chodzi o mój dom, o moje stanowisko… 3119 Córka, OjciecZarumienił się i zaczął sapać; lecz nie chcąc gniewać się przy córce, pocałował ją w czoło i poszedł do swego gabinetu. 3120 „A może ojciec ma rację?… — myślała panna Izabela. — Może on naprawdę jest praktyczniejszy od wszystkich, którzy go tak surowo sądzą? Przecież ojciec pierwszy poznał się na tym… Wokulskim… A jednak cóż za gbur z tego człowieka. Nie przyszedł do Łazienek, choć prezesowa z pewnością musiała go zaangażować[445]. Zresztą może i lepiej: pięknie byśmy wyglądały, gdyby spotkał nas kto znajomy na spacerze z kupcem galanteryjnym!” 3121 Przez parę dni następnych panna Izabela słyszała tylko o Wokulskim. Salony rozbrzmiewały jego nazwiskiem. Marszałek przysięgał, że Wokulski musi pochodzić ze starożytnego rodu, a baron, znawca męskiej piękności (po pół dnia spędzał przed lustrem), twierdził, że Wokulski jest — „wcale… wcale…” Hrabia Sanocki zakładał się, że jest to pierwszy rozumny człowiek w kraju — hrabia Liciński głosił, że ten kupiec wzorował się na angielskich przemysłowcach, a książę — tylko zacierał ręce i uśmiechając się, mówił: „Aha?…” 3122 Nawet Ochocki, odwiedziwszy któregoś dnia pannę Izabelę, opowiedział jej, że byli z Wokulskim na spacerze w Łazienkach… 3123 — O czymżeście rozmawiali?… — zapytała zdziwiona. — Bo chyba nie o machinach latających… 3124 — Bah! — odmruknął zamyślony kuzynek. — Wokulski jest chyba jedynym człowiekiem w Warszawie, z którym można o tym mówić. To numer… 3125 „Jedyny rozumny… jedyny kupiec… jedyny, który może dogadać się z Ochockim?… — myślała panna Izabela. — Czymże jest naprawdę ten człowiek? Ach! już wiem…” 3126 PodstępZdawało jej się, że odgadła Wokulskiego. Jest to ambitny spekulant, który chcąc wedrzeć się do salonów pomyślał o ożenieniu się z nią, zubożałą panną znakomitego rodu. Nie w innym też celu skarbił sobie względy jej ojca, hrabiny ciotki i całej arystokracji. Przekonawszy się jednak, że i bez niej wciśnie się między wielkich panów, nagle ostygnął w miłości i… nawet nie przyszedł do Łazienek!… 3127 „Winszuję mu — mówiła sobie. — Ma wszystkie zalety potrzebne do zrobienia kariery: niebrzydki, zdolny, energiczny, a nade wszystko — bezczelny i nikczemny… Jak on śmiał udawać zakochanego we mnie i z jaką łatwością… Doprawdy, że ci parweniusze zdystansują nas nawet w obłudzie… Cóż to za nędznik!…” 3128 Oburzona chciała zapowiedzieć Mikołajowi, ażeby nigdy nie wpuścił Wokulskiego za próg salonu… Najwyżej do gabinetu pana, gdyby do nich przyszedł z interesem. Lecz przypomniawszy sobie, że Wokulski wcale nie zapraszał się do nich, zarumieniła się ze wstydu. 3129 Wtem dowiedziała się od pani Meliton o nowym zatargu barona Krzeszowskiego z żoną i o tym, że baronowa kupiła od niego klacz za osiemset rubli, ale — że pewnie ją zwróci, gdyż za kilka dni ma odbyć się wyścig, a baron porobił duże zakłady. 3130 — Może nawet państwo baronowie pogodzą się przy tej okazji — zauważyła pani Meliton. 3131 Tajemnica— Ach, cóż bym dała za to, ażeby baron nie dostał klaczy i przegrał zakłady!… — zawołała panna Izabela. 3132 W parę zaś dni dowiedziała się pod wielkim sekretem od panny Florentyny, że baron nie odzyska swojej klaczy, gdyż kupił ją Wokulski… [...] W takiej chwili (kiedy już zaczęto spoglądać na nich z innych powozów) przyszedł pannie Izabeli na pomoc Wokulski. I nie tylko przerwał baronowi tok jego niezadowoleń, ale wyzwał go na pojedynek. O tym żadne z nich nie wątpiło; prezesowa wprost zlękła się o swego faworyta, a hrabina zrobiła uwagę, że Wokulski nie mógł postąpić inaczej, ponieważ baron zbliżając się do powozu potrącił go i nie przeprosił. 3149 — Więc sami powiedzcie — mówiła wzruszonym głosem prezesowa — czy godzi się pojedynkować o taką drobnostkę? Wszyscy przecież wiemy, że Krzeszowski jest roztargniony i półgłówek… Najlepszy dowód w tym, co nam nagadał… 3150 — To prawda — odezwał się pan Tomasz — ależ Wokulski nie ma obowiązku wiedzieć o tym, a upomnieć się musiał. 3151 — Pogodzą się! — wtrąciła niedbale hrabina i kazała jechać do domu. 3152 FlirtWtedy to panna Izabela dopuściła się najgorszego wykroczenia przeciw swoim pojęciom i… w znaczący sposób ścisnęła Wokulskiego za rękę. 3153 Już dojeżdżając do rogatek, nie mogła sobie tego darować. 3154 Konflikt wewnętrzny, Sprawiedliwość„Jak można było zrobić coś podobnego?… Co sobie taki człowiek pomyśli?…” — mówiła w duchu. Ale wnet ocknęło się w niej uczucie sprawiedliwości i musiała przyznać, że ten człowiek nie jest byle jakim. 3155 Pozycja społeczna, Kobieta, Starość, Mężczyzna, Obyczaje, Pojedynek„Ażeby zrobić mi przyjemność (bo z pewnością nie miał innych powodów), podstawił baronowi nogę kupując konia… Całą wygranę (stanowczy dowód bezinteresowności) złożył na ochronę, i to na moje ręce (baron widział to). A nade wszystko, jakby odgadując moje myśli, wyzwał go na pojedynek… No, dzisiejsze pojedynki kończą się zwykle szampanem; ale zawsze baron przekona się, że jeszcze nie jestem tak starą… Nie, w tym Wokulskim jest coś… Szkoda tylko, że jest galanteryjnym kupcem. Przyjemnie byłoby mieć takiego wielbiciela, gdyby… gdyby zajmował inne stanowisko w świecie.” 3156 Wróciwszy do domu panna Izabela opowiedziała pannie Florentynie o wyścigowych przygodach, a w godzinę — już nie myślała o nich. Gdy zaś ojciec późno w nocy doniósł jej, że Krzeszowski wybrał za sekundanta hrabiego Licińskiego, który bezwarunkowo żąda, ażeby Wokulski został przeproszony przez barona, panna Izabela zrobiła pogardliwy grymas ustami. 3157 „Szczęśliwy człowiek! — myślała. — Mnie obrażają, a jego będą przepraszać. Ja, gdyby ktoś przy mnie obraził ukochaną, nie pozwoliłabym się przeprosić. On, naturalnie, zgodzi się…” 3158 Gdy już położyła się do łóżka i zaczęła usypiać, nagle przyszła jej nowa myśl: 3159 „A jeżeli Wokulski nie zechce przeprosin?… Przecież ten sam hrabia Liciński układał się z nim o klacz i nic nie wskórał!… Ach, Boże, co też mi się snuje po głowie” — odpowiedziała sobie wzruszając ramionami i zasnęła. [...] głowy niesłychanie dziwne kombinacje. 3172 Walka„Co za szczególny traf! — mówiła w sobie. — Jutro walczyć będą z jej powodu dwaj ludzie, którzy ją śmiertelnie obrazili: Krzeszowski złośliwymi drwinami, Wokulski — ofiarami, jakie ośmielił się ponosić dla niej. Ona mu już prawie przebaczyła i kupno serwisu, i owe weksle, i owe przegrane w karty do ojca, z których przez parę tygodni utrzymywał się cały dom… (Nie, jeszcze mu nie przebaczyła i nie przebaczy nigdy!…) Ale choćby nawet, to jednak — za jej obrazę ujęła się sprawiedliwość boska… I kto jutro zginie?… Może obaj. W każdym razie ten, który poważył się pannie Izabeli Łęckiej ofiarować pomoc pieniężną. Człowiek taki, jak kochanek Kleopatry[446], żyć nie może…” 3173 Tak myślała zanosząc się od płaczu; żal jej było oddanego sługi, a może i powiernika; ale korzyła się przed wyrokami Opatrzności, która nie przebacza obrazy wyrządzonej pannie Łęckiej. 3174 Gdyby Wokulski mógł w tej chwili zajrzeć w jej duszę, uciekłby z przestrachem i uleczyłby się ze swego obłędu. 3175 MarzenieSwoją drogą panna Izabela nie spała przez całą noc. Ciągle stał jej przed oczyma obraz jakiegoś francuskiego malarza przedstawiający pojedynek. Pod grupą zielonych drzew dwaj czarno ubrani mężczyźni mierzyli do siebie z pistoletów. 3176 Potem (czego już nie było na obrazie) jeden z nich padł uderzony kulą w głowę. Był to Wokulski. Panna Izabela nawet nie poszła na jego pogrzeb nie chcąc zdradzić się ze wzruszeniem. Ale w nocy parę razy płakała. Żal jej było tego nadzwyczajnego parweniusza, tego wiernego niewolnika, który swoje zbrodnie względem niej odpokutował śmiercią dla niej. 3177 Zasnęła dopiero o siódmej rano i spała jak drewno do południa. Przed samą dwunastą obudziło ją nerwowe pukanie do drzwi sypialni. 3178 — Kto tam? 3179 — Ja — odpowiedział jej ojciec radosnym głosem. — Wokulski nietknięty, baron raniony w twarz! 3180 — Czy tak?… 3181 Miała migrenę, więc została w łóżku do czwartej po południu. Była kontenta, że baron został ranny, a zdziwiona, że opłakany przez nią Wokulski nie zginął. 3182 Wstawszy tak późno panna Izabela wyszła przed obiadem na krótki spacer w Aleje. 3183 Widok pogodnego nieba, pięknych drzew, przelatujących ptaków i wesołych ludzi zatarł ślady jej nocnych przywidzeń; gdy zaś jeszcze z kilku przejeżdżających powozów spostrzeżono ją i powitano, w sercu jej ocknęło się zadowolenie. 3184 Pozycja społeczna, Przyjaźń„Jednakże Pan Bóg jest łaskawy — myślała — gdy ocalił człowieka, który może się nam przydać. Ojciec tak liczy na niego, a i ja nabieram ufności. O ileż mniej w życiu doznałabym zawodów mając rozumnego i energicznego przyjaciela.” 3185 Słówko „przyjaciel” nie podobało się jej. Przyjacielem panny Izabeli mógłby być człowiek co najmniej posiadający majątek ziemski. Ale kupiec galanteryjny kwalifikował się tylko na doradcę i wykonawcę. [...] Marzyła, że Wokulski sprzedał swój sklep, a kupił dobra ziemskie, lecz pozostał naczelnikiem spółki handlowej przynoszącej ogromne zyski. Cała arystokracja przyjmowała go u siebie, ona zaś, panna Izabela, zrobiła go swoim powiernikiem. On podźwignął ich majątek i podniósł go do dawnej świetności; on spełniał wszystkie jej zlecenia; on narażał się, ile razy była tego potrzeba. On wreszcie wyszukał jej męża, odpowiedniego znakomitości domu Łęckich. 3203 Miłość platonicznaWszystko to robił, ponieważ kochał ją miłością idealną, więcej niż własne życie. I czuł się zupełnie szczęśliwym, jeżeli uśmiechnęła się do niego, życzliwiej spojrzała albo po jakiejś wyjątkowej zasłudze serdecznie uścisnęła go za rękę. Miłość silniejsza niż śmierćGdy zaś Pan Bóg dał jej dzieci, on wyszukiwał im bony i nauczycieli, powiększał ich majątek, a nareszcie, gdy ona zmarła (w tym miejscu łzy zakręciły się w pięknych oczach panny Izabeli), on zastrzelił się na jej grobie… Nie, przez delikatność, którą ona w nim rozwinęła, zastrzelił się o kilka grobów dalej. [...] Panna Izabela była zakłopotana: dawno już nie doznała takiego zamętu uczuć jak w tej chwili. Przez myśl przebiegały jej zdania: „kupił serwis” — „przegrywał umyślnie w karty do ojca” — „znieważył mnie”, a potem: „kocha mnie” — „kupił konia wyścigowego” — „pojedynkował się” — „jadał baraninę z lordami w najwyższych towarzystwach…” Pogarda, gniew, podziw, sympatia kolejno potrącały jej duszę jak krople gęsto padającego deszczu; na dnie zaś tej burzy nurtowała potrzeba zwierzenia się komuś ze swych kłopotów codziennych i ze swych rozmaitych powątpiewań, i ze swej tragicznej miłości do wielkiego aktora. 3357 „Tak, on może być… on będzie moim powiernikiem!…” — myślała panna Izabela topiąc słodkie spojrzenie w zdumionych oczach Wokulskiego i lekko pochylając się naprzód, jakby chciała go pocałować w czoło. Potem ogarniał ją bezprzyczynowy wstyd: cofała się na poręcz fotelu, rumieniła się i z wolna opuszczała długie rzęsy, jakby ją sen morzył.

O jakich emocjach wobec Wokulskiego świadczy zachowanie panny Izabeli? Przez całą noc śnił się pannie Izabeli Starski jako mąż, Rossi jako pierwszy platoniczny kochanek, Ochocki jako drugi, a Wokulski jako plenipotent ich majątku. [...] — Spróbuję i jeżeli pozwolisz, kuzynko, w twoim towarzystwie. Gdyż podobno mamy razem spędzić wakacje. Czy tak?… 4459 — Tak przynajmniej chce ciotka i ojciec. Mnie się jednak nie uśmiecha to, że kuzyn ma zamiar sprawdzać swoje etnograficzne spostrzeżenia. 4460 — Byłby to tylko odwet z mojej strony. 4461 — Ach, więc walka?… — spytała panna Izabela. 4462 — Spłacanie dawnych długów często prowadzi do zgody. 4463 Wokulski z taką uwagą przeglądał album, że żyły nabrzmiały mu na czole. 4464 — Ale zemsta nie prowadzi — odparła panna Izabela. 4465 — Nie zemsta, tylko przypomnienie, że jestem wierzycielem kuzynki. 4466 — Więc to ja mam spłacać dawne długi?… — zaśmiała się panna Izabela. — A, kuzyn nie stracił czasu w podróży. 4467 — Wolałbym go nie stracić na wakacjach — rzekł Starski, znacząco spoglądając jej w oczy. 4468 — To będzie zależało od metody odwetu — odpowiedziała panna Izabela i znowu zarumieniła się. 4469 — Jaśnie pan prosi pana! — rzekł Mikołaj stając we drzwiach salonu. 4470 Rozmowa urwała się, Wokulski złożył album, wstał z krzesła i ukłoniwszy się pannie Izabeli i Starskiemu, z wolna poszedł za służącym. 4471 — Ten pan nie rozumie po angielsku?… Czy on nie obrazi się, żeśmy z nim nie rozmawiali?… — spytał Starski. 4472 — O nie — odpowiedziała panna Izabela. 4473 — Tym lepiej; bo zdawało mi się, że nie był zadowolony z naszego towarzystwa. 4474 — Toteż porzucił je — zakończyła niedbale panna Izabela.

Nazwij odczucia Wokulskiego. Rozmowa urwała się, Wokulski złożył album, wstał z krzesła i ukłoniwszy się pannie Izabeli i Starskiemu, z wolna poszedł za służącym. 4471 — Ten pan nie rozumie po angielsku?… Czy on nie obrazi się, żeśmy z nim nie rozmawiali?… — spytał Starski. 4472 — O nie — odpowiedziała panna Izabela. 4473 — Tym lepiej; bo zdawało mi się, że nie był zadowolony z naszego towarzystwa. 4474 — Toteż porzucił je — zakończyła niedbale panna Izabela. 4475 — Przynieś mi kapelusz z sali — rzekł do Mikołaja już w drugim pokoju Wokulski. 4476 Mikołaj zabrał kapelusz i zaniósł go do sypialni pana Tomasza. W przedpokoju usłyszał, że Wokulski oburącz ściskając głowę szepnął: 4477 — Boże miłosierny!…

Dokonaj analizy przeżyć bohatera w Paryżu „Wszystko jedno!” — mruczał. 642 Ach, gdyby tylko nie ta kropla żalu, tak mała, a tak gorzka! 643 Czasami na tle szarych dni, w których zdawało mu się, że na jego głowę wali się cały świat pałaców, fontann, rzeźb, obrazów i machin, trafiał się wypadek, który przypominał mu, że on nie jest złudzeniem, ale rzeczywistym człowiekiem, chorym na raka w duszy. 644 TeatrBył raz w teatrze „Variétés”[111] na ul. Montmartre, o paręset kroków od swego hotelu. Miano grać trzy wesołe sztuczki, między nimi jedną operetkę. Poszedł tam, ażeby odurzyć się błazeństwem, i prawie natychmiast po podniesieniu kurtyny usłyszał na scenie frazes[112] wypowiedziany płaczliwym głosem: 645 Kochanek, Miłość„Kochanek wszystko wybaczy kochance, wyjąwszy drugiego kochanka…” 646 — Niekiedy trzeba wybaczyć trzech albo czterech!… — odezwał się ze śmiechem siedzący obok niego Francuz. 647 Wokulski uczuł brak powietrza, zdawało mu się, że ziemia rozstępuje się pod nim i sufit upada na niego. Nie mógł wytrzymać w teatrze; wstał z krzesła, na nieszczęście położonego gdzieś we środku teatru, i oblany zimnym potem, depcząc po nogach sąsiadów, uciekł z przedstawienia. 648 Biegł w stronę hotelu i wpadł do pierwszej narożnej kawiarni. O co go pytano, co odpowiedział, nie pamięta. Wiedział tylko, że podano mu kawę i karafkę koniaku, naznaczoną kreskami, które odpowiadały objętości kieliszka. 649 Wokulski pił i myślał: 650 Ciało, Dusza, Kobieta "upadła"„Starski to jest ten drugi kochanek, Ochocki trzeci… A Rossi?… Rossi, któremu ja urządzałem klakę i znosiłem mu do teatru prezenta… Czymże on był?… Głupi człowieku, ależ to jest Mesalina[113], jeżeli nie ciałem, to duchem… I ja, ja mam szaleć dla niej?… Ja!…” 651 Alkohol, PijaństwoCzuł, że oburzenie uspakaja go; gdy przyszło do rachunku, przekonał się, że… karafka była pusta… 652 „A jednakże ten koniak uspakaja…” — pomyślał. 653 Odtąd, ile razy przypomniała mu się Warszawa albo ile razy spotkał kobietę mającą coś szczególnego w ruchach, w ubiorze czy fizjognomii, wpadał do kawiarni i wypijał karafkę koniaku. Tylko wówczas śmiało przypominał sobie pannę Izabelę i dziwił się, że taki jak on człowiek mógł kochać taką jak ona kobietę. 654 „Przecież chyba zasługuję na to — myślał — ażebym był pierwszym i ostatnim…” 655 Karafka koniaku wypróżniała się, a on opierał głowę na rękach i drzemał, ku wielkiej uciesze garsonów i gości. [...] Geist znowu otworzył szafę, poszukał, i wydobywszy mały skrawek metalu, barwą przypominającego mosiądz, podał Wokulskiemu mówiąc: 1029 — Weź sobie to jako amulet przeciw powątpiewaniu o moim rozumie czy prawdomówności. Ten metal jest około pięciu razy lżejszy od wody, dobrze więc będzie ci przypominał naszą znajomość. Przy tym — dodał śmiejąc się — ma on wielką zaletę: nie obawia się żadnych odczynników chemicznych… Prędzej zniknie, aniżeli zdradzi mój sekret… A teraz idź już, panie Siuzę, odpocznij i namyśl się: co masz zrobić ze sobą? 1030 — Przyjdę tu — szepnął Wokulski. 1031 — O nie! nie zaraz!… — odparł Geist. — Jeszcze nie ukończyłeś swoich rachunków ze światem; a że i ja mam na parę lat pieniądze, więc nie nalegam. Przyjdziesz tu, kiedy ci już nic nie zostanie z dawnych złudzeń…

Przeszli jeszcze kilkanaście kroków pod zwieszającymi się gałęźmi i nagle — opanowała go straszna rozpacz. Zdawało mu się, że gdyby w tej chwili zajechał powóz po pannę Izabelę, on rzuciłby się pod koła i nie pozwoliłby jej jechać. Niechby go roztratowali i niechby już raz przestał cierpieć. 2064 Wnet jednak przyszła nowa fala spokoju i Wokulski znowu dziwił się, skąd mu się biorą takie żakowskie myśli. Przecież panna Izabela ma prawo jechać, kiedy chce, gdzie chce i z kim jej się podoba… 2065 — Długo pani jeszcze zabawi na wsi? — spytał. 2066 — Najwyżej miesiąc. 2067 — Miesiąc!… — powtórzył. — Czy przynajmniej wolno mi będzie po tym miesiącu odwiedzać państwa?… 2068 — O tak, bardzo prosimy… — odparła. — Mój ojciec jest wielkim przyjacielem pana. 2069 — A pani? 2070 Zarumieniła się i milczała. 2071 — Nie odpowiada pani… — rzekł Wokulski. — Nie domyśla się pani nawet, jak jest mi drogie każde jej słowo, których tak mało słyszałem… I oto dziś odjeżdża pani nie zostawiając mi nawet cienia nadziei… 2072 — Może czas to zrobi — szepnęła. 2073 — Bodajby zrobił! — W każdym razie coś pani powiem.Cierpienie, Miłość, Los Widzi pani, w życiu można spotkać ludzi weselszych ode mnie, eleganckich, z tytułami, nawet z majątkiem większym niż mój… Ale przywiązania, jak moje, chyba pani nie znajdzie. Bo jeżeli miłość mierzy się wielkością cierpień, takiej jak moja może jeszcze nie było na świecie. 2074 I nie mam nawet prawa skarżyć się o to na kogokolwiek. Los to robi. Jakimiż bo on dziwnymi drogami prowadził mnie do pani! Ile klęsk musiało spaść na ogół, zanim ja, ubogi chłopak, mogłem zdobyć ukształcenie, które mi dziś pozwala mówić z panią. Jaki traf popchnął mnie do teatru, gdzie pierwszy raz zobaczyłem panią. A na majątek, który posiadam, czy może nie złożył się szereg cudów?… 2075 Kiedy dziś myślę o tych rzeczach, zdaje mi się, że jeszcze przed urodzeniem naznaczone mi było zejść się z panią. Gdyby mój biedny stryj nie kochał się za młodu i nie umarł osamotniony, ja dziś nie znajdowałbym się w tym miejscu. I nie jestże to dziwne, że ja sam, zamiast bawić się kobietami, jak robią inni, unikałem ich dotychczas i prawie świadomie czekałem na jedną, na panią… 2076 Panna Izabela nieznacznie otarła łzę… Wokulski nie patrząc na nią mówił: 2077 — Nie dalej jak teraz, kiedy byłem w Paryżu, miałem przed sobą dwie drogi. Jedna prowadzi do wielkiego wynalazku, który może zmieni dzieje świata, druga do pani. Wyrzekłem się tamtej, bo mnie tu przykuwa niewidzialny łańcuch: nadzieja, że mnie pani pokocha. Jeżeli to jest możliwym, wolę szczęście z panią od największej sławy bez pani; bo sława to liczman[241], za który własne szczęście poświęcamy dla innych. Ale jeżeli się łudzę, tylko pani może zdjąć ze mnie to zaklęcie. Powiedz, że nie masz i nie będziesz miała nic dla mnie i… Wrócę tam, gdzie może od razu powinienem był zostać. 2078 — Czy tak?… — dodał biorąc ją za rękę. 2079 Nie odpowiedziała nic… 2080 — Więc zostaję… — rzekł po chwili. — Będę cierpliwym, a pani sama da mi znak, że spełniły się moje nadzieje. [...] Zamyśliła się. 3802 — Mój Boże, i cóż na to poradzę?… niechże już pan ma nadzieję, jeżeli tak o nią chodzi… 3803 — I to pani mówi, panno Izabelo?… 3804 — Tak widać było przeznaczone — odpowiedziała z uśmiechem. 3805 Namiętnie ucałował jej rękę, której mu nie broniła, potem odszedł do okna i coś zdjął z szyi. 3806 — Niech pani przyjmie to ode mnie — rzekł i podał jej złoty medalion z łańcuszkiem. 3807 Panna Izabela ciekawie zaczęła się przyglądać. 3808 — Dziwny prezent, nieprawdaż — mówił Wokulski otwierając medalion. — Widzi pani tę blaszkę, lekką jak pajęczyna?… A jednak jest to klejnot, jakiego nie posiada żaden skarbiec, nasienie wielkiego wynalazku, który może ludzkość przemienić. Kto wie, czy z tej blaszki nie urodzą się okręty napowietrzne. Ale mniejsza o nie… Oddając go pani, składam moją przyszłość… 3809 — Więc to jest talizman? 3810 — Prawie. Jest to rzecz, która mogła mnie wyciągnąć z kraju, a cały mój majątek i resztę życia utopić w nowej pracy. Może byłaby ona stratą czasu, maniactwem, ale w każdym razie myśl o niej była jedyną rywalką pani. Jedyną… — powtórzył z naciskiem. 3811 — Myślał pan opuścić nas? 3812 — Nawet nie dawniej jak dziś rano. Dlatego oddaję pani ten amulet. Odtąd, oprócz pani, już nie mam innego szczęścia na świecie; została mi pani albo śmierć. 3813 — Jeżeli tak, więc biorę pana do niewoli — rzekła panna Izabela i zawiesiła medalion na szyi. A kiedy przyszło wsunąć go za stanik, spuściła oczy i zarumieniła się. 3814 „Otom podły — pomyślał Wokulski. — I ja taką kobietę podejrzywałem… Ach, nędznik…” 3815 Kiedy wrócił do siebie i wpadł do sklepu, był tak rozpromieniony, że pan Ignacy nieledwie przeraził się. 3816 — Co tobie? — zapytał. 3817 — Powinszuj mi. Jestem narzeczonym panny Łęckiej.

Toteż kiedy książę w oznaczonym terminie przyszedł do pana Łęckiego, nie omieszkał jednocześnie zobaczyć się z panną Izabelą. W znaczący sposób uścisnął ją i powiedział te zagadkowe słowa: 3236 — Szanowna kuzynko, trzymasz w ręku niezwykłego ptaka… Trzymaj że go i pieść tak, ażeby wyrósł na pożytek nieszczęśliwemu krajowi… 3237 Panna Izabela bardzo zarumieniła się; odgadła, że owym niezwykłym ptakiem jest Wokulski. 3238 „Tyran… despota!…” — pomyślała. 3239 Pomimo to w stosunku Wokulskiego do panny Izabeli pierwsze lody były przełamane. Już decydowała się wyjść za niego… [...] O tej samej godzinie pani Wąsowska była z wizytą u panny Izabeli i dowiedziała się od niej, że Wokulski został przyjęty. 3839 — Nareszcie… — rzekła pani Wąsowska. — Myślałam, że nigdy się nie zdecydujesz. 3840 — Więc zrobiłam ci przyjemną niespodziankę — odpowiedziała panna Izabela. — W każdym razie jest to idealny mąż: bogaty, nietuzinkowy, a nade wszystko człowiek gołębiego serca. Nie tylko nie jest zazdrosny, ale nawet przeprasza za podejrzenia. To mnie ostatecznie rozbroiło… Prawdziwa miłość ma zawiązane oczy. Nic mi nie odpowiadasz? 3841 — Myślę… 3842 — O czym? 3843 — Że jeżeli on tak zna ciebie, jak ty jego, to oboje bardzo się nie znacie. 3844 — Tym przyjemniej zejdzie nam miodowy miesiąc. 3845 — Życzę…

Już zrozumiał, że nie należy do siebie, że wszystkie jego myśli, uczucia i pragnienia, wszystkie zamiary i nadzieje przykute są do tej jednej kobiety. Gdyby ona umarła, nie potrzebowałby się zabijać; jego dusza sama odleciałaby za nią jak ptak, który tylko chwilę odpoczywa na gałęzi. Zresztą nawet nie mówił z nią o miłości, jak nie mówi się o ciężarze ciała albo o powietrzu, które człowieka napełnia i ze wszystkich stron otacza. Jeżeli w ciągu dnia wypadło mu pomyśleć o czym innym niż o niej, wstrząsał się ze zdumienia jak człowiek, który cudem znalazłby się w nie znanej sobie okolicy. 4034 Nie była to miłość, ale ekstaza. 4035 Pewnego dnia, już w maju, wezwał go pan Łęcki. 4036 — Wyobraź sobie — rzekł do Wokulskiego — musimy jechać do Krakowa. Hortensja jest chora, chce widzieć Belę (zdaje się, że chodzi o zapis), no, a zapewne rada by poznać ciebie… Możesz jechać z nami?… 4037 — Każdej chwili — odparł Wokulski. — Kiedyż to? 4038 — Powinni byśmy jechać dziś, ale zapewne zejdzie do jutra. 4039 Wokulski obiecał być gotowym na jutro. Kiedy pożegnał pana Tomasza i wstąpił do panny Izabeli, dowiedział się od niej, że jest w Warszawie Starski… 4040 — Biedny chłopak! — mówiła śmiejąc się. — Dostał po prezesowej tylko dwa tysiące rubli rocznie i dziesięć tysięcy ciepłą ręką. Radzę mu, ażeby ożenił się bogato, ale on woli jechać do Wiednia, a stamtąd zapewne do Monte Carlo… Mówiłam, ażeby jechał z nami. Będzie weselej, nieprawdaż?… 4041 — Zapewne — odparł Wokulski — tym bardziej że weźmiemy osobny wagon. 4042 — Więc do jutra!

Wokulski jednakże spostrzegł, że obojętny ton nie odpowiada treści rozmowy; czuł nawet, że tym swobodnym tonem chcą kogoś w błąd wprowadzić. I w tej chwili, pierwszy raz od czasu jak znał pannę Izabelę, przeleciały mu przez myśl straszne wyrazy: „fałsz!… fałsz!…” 4058 Przycisnął się do ławki wagonu, patrzył w szybę i — słuchał. Zdawało mu się, że każde słowo Starskiego i panny Izabeli pada mu na twarz, na głowę, na piersi jak krople ołowianego deszczu… 4059 Już nie myślał ich ostrzegać, że rozumie, co mówią, tylko słuchał i słuchał… 4060 Właśnie pociąg wyjechał z Radziwiłłowa[324], a pierwszy frazes, który zwrócił uwagę Wokulskiego, był ten: 4061 — Wszystko możesz mu zarzucić — mówiła panna Izabela po angielsku. — Nie jest młody ani dystyngowany; jest zanadto sentymentalny i czasami nudny, ale chciwy?… Już dosyć, kiedy nawet papo nazywa go zbyt hojnym… 4062 — A sprawa z panem K?… — wtrącił Starski. 4063 — O klacz wyścigową?… Jak to zaraz znać, że wracasz z prowincji. Niedawno był u nas baron i powiedział, że jeżeli kiedy, to w tej sprawie pan, o którym mówimy, postąpił jak dżentelmen. 4064 — Żaden dżentelmen nie uwolniłby fałszerza, gdyby nie miał z nim jakichś zakulisowych interesów — odparł z uśmiechem Starski. 4065 — A baron ile razy uwalniał go? — spytała panna Izabela. 4066 — I akurat baron ma rozmaite grzeszki, o których wie pan M. Źle bronisz swoich protegowanych, kuzynko — mówił drwiącym tonem Starski. 4067 Wokulski przycisnął się do ławki wagonu, ażeby nie zerwać się i nie uderzyć Starskiego. Ale pohamował się. 4068 „Każdy ma prawo sądzić innych — myślał. — Zresztą zobaczymy, co będzie dalej!…” 4069 Przez kilka chwil słyszał tylko turkot kół i zauważył, że wagon się chwieje. 4070 „Nigdy nie czułem takiego chwiania się wagonu” — rzekł do siebie. 4071 — I ten medalion — drwił Starski — jest całym prezentem przedślubnym?… Niezbyt hojny narzeczony: kocha jak trubadur, ale… 4072 — Zapewniam cię — przerwała panna Izabela — że oddałby mi cały majątek… 4073 — Bierzże go, kuzynko, i mnie pożycz ze sto tysięcy… A cóż, znalazła się ta cudowna blaszka?… 4074 — Właśnie że nie, i jestem bardzo zmartwiona. Boże, gdyby on się kiedy dowiedział… 4075 — Czy o tym, że zgubiliśmy jego blaszkę, czy że szukaliśmy medalionu? — szepnął Starski przytulając się do jej ramienia. 4076 Wokulskiemu mgłą zaszły oczy. 4077 „Tracę przytomność?…” — pomyślał chwytając za pas przy oknie. 4078 Zdawało mu się, że wagon zaczyna skakać i lada moment nastąpi wykolejenie. 4079 Kobieta, Kochanek, Mąż, Mężczyzna, Żona— Wiesz, że jesteś zuchwały!… — mówiła przyciszonym głosem panna Izabela. 4080 — To właśnie stanowi moją siłę — odparł Starski. 4081 — Zlituj się… Ależ on może spojrzeć!… Znienawidzę cię… 4082 — Będziesz szaleć za mną, bo nikt nie zdobyłby się na to… Kobiety lubią demonów… 4083 Panna Izabela przysunęła się do ojca. Wokulski patrzył w przeciwległą szybę i słuchał. 4084 — Oświadczam ci — mówiła zirytowana — że nie wejdziesz za próg naszego domu… A gdybyś ośmielił się… powiem mu wszystko… 4085 Starski roześmiał się. 4086 — Nie wejdę, kuzynko, dopóki sama mnie nie wezwiesz; jestem zaś pewny, że nastąpi to bardzo prędko. W tydzień znudzi cię ten ubóstwiający mąż i zapragniesz weselszego towarzystwa. Przypomnisz sobie łobuza kuzynka, który ani przez jedną chwilę w życiu nie był poważnym, zawsze dowcipnym, a niekiedy bezczelnie śmiałym… i pożałujesz tego, który zawsze gotów do uwielbiania cię, nigdy nie był zazdrosnym, umiał ustępować innym, szanował twoje kaprysy… 4087 — Wynagradzając sobie na innych drogach — wtrąciła panna Izabela. 4088 — Właśnie!… Gdybym tak nie robił, nie miałabyś mi czego przebaczać i mogłabyś lękać się wymówek z mojej strony… 4089 Nie zmieniając pozycji objął ją prawą ręką, a lewą ściskał jej rączkę, ukrytą pod płaszczykiem. 4090 — Tak, kuzynko — mówił. — Takiej jak ty kobiecie nie wystarczy powszedni chleb szacunku ani pierniczki uwielbień… Tobie niekiedy potrzeba szampana, ciebie musi ktoś odurzyć choćby cynizmem. 4091 — Cynikiem być łatwo… 4092 — Ale nie każdy ośmieli się być nim. Zapytaj tego pana, czy on wpadłby kiedy na myśl, że jego miłosne modlitwy są mniej warte od moich bluźnierstw?… 4093 Wokulski już nie słyszał dalszej rozmowy; uwagę jego pochłonął inny fakt: zmiana, która szybko poczęła odbywać się w nim samym. Gdyby wczoraj powiedziano mu, że będzie niemym świadkiem podobnej rozmowy, nie uwierzyłby; myślałby, że każdy wyraz zabije go albo przyprawi o szaleństwo. Kiedy się to jednak stało, musiał przyznać, że od zdrady, rozczarowania i upokorzeń jest coś gorszego. 4094 Ale co?… Oto — jazda koleją. Jak ten wagon drży… jak on pędzi!… Drżenie pociągu udziela się jego nogom, płucom, sercu, mózgowi; w nim samym wszystko drży, każda kosteczka, każde włókno nerwowe… 4095 A ten pęd przez pole nie ograniczone niczym, pod ogromnym sklepieniem nieba!… I on musi jechać, nie wiadomo jak jeszcze daleko… może z pięć, może z dziesięć minut!… [...] Dosyć!… Więc znowu ma zostać niczym i to w chwili kiedy ów wyższy byt jako ostatnią pamiątkę daje mu tylko rozpacz po tym, co stracił, i żal za tym, czego nie dosięgnął!… 4204 Samobójstwo„Ach, gdyby już słońce weszło! — szepnął Wokulski. — Wracam do Warszawy… zabiorę się do jakiejkolwiek roboty i skończę z tymi głupstwami, które mi rozstrajają nerwy… Chce Starskiego? niech ma Starskiego!… Przegrałem na niej?… Dobrze!… Za to wygrałem na innych rzeczach… Wszystkiego nie można posiadać…” 4205 Od kilku chwil czuł na wąsach jakąś gęstą wilgoć. 4206 „Krew?” — pomyślał. Otarł usta i przy świetle zapałki zobaczył na chustce pianę. 4207 „Wściekam się czy co, u diabła?…” 4208 Wtem z daleka zobaczył dwa światła, powoli zbliżające się w jego stronę; za nimi majaczyła ciemna masa, za którą ciągnął gęsty snop iskier. 4209 „Pociąg?…” — rzekł do siebie, i przywidziało mu się, że jest to ten sam pociąg, którym jedzie panna Izabela. Znowu zobaczył salonik oświetlony latarnią przysłoniętą niebieskim kamlotem[329], a w kącie dostrzegł pannę Izabelę w objęciach Starskiego… 4210 „Tak kocham… tak kocham… — szepnął. — I nie mogę zapomnieć!…” 4211 W tej chwili opanowało go cierpienie, na które w ludzkim języku już nie ma nazwiska. Dręczyła go zmęczona myśl, zbolałe uczucie, zdruzgotana wola, całe istnienie… I nagle uczuł już nie pragnienie, ale głód i żądzę śmierci. 4212 Pociąg z wolna zbliżał się. Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, upadł na szyny. Drżał, zęby mu szczękały, schwycił się oburącz podkładów, miał usta pełne piasku… Na drogę padł blask latarń, szyny zaczęły cicho dźwięczeć pod toczącą się lokomotywą… 4213 „Boże, bądź miłościw…” — szepnął i zamknął oczy.

Panna Izabela przypatrywała mu się szeroko otwartymi oczyma. W tej chwili spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i — zainteresował ją. 4134 „Jaka to bogata natura!” — pomyślała. 4135 W ciągu paru minut Wokulski bez powodu spotężniał w jej oczach, a Starski wydał się małym i zabawnym. 4136 „Ale dlaczego on zostaje?… Skąd się tu wziął telegram?…” — mówiła w sobie i po nieokreślonym niepokoju ogarnęła ją trwoga. [...] W oknie stanęła panna Izabela. Nadkonduktor świsnął, odpowiedziano mu z lokomotywy. 4153 — Farewell, miss Iza, farewell![325] — zawołał Wokulski. 4154 Pociąg ruszył. Panna Izabela rzuciła się na ławkę naprzeciw ojca; Starski odszedł w drugi kąt saloniku.

„Wielmożny panie! — pisał Węgiełek. — Najpierwej dziękujemy wielmożnemu panu za pamięć o nas i za te pięćset rubli, którymi nas wielmożny pan znowu obdarzył, i za wszystkie dobrodziejstwa, które otrzymaliśmy z jego szczodrobliwej ręki, dziękujemy: matka moja, żona moja i ja… Po drugie zaś wszyscy troje zapytujemy się o zdrowie i życie wielmożnego pana i czy pan szczęśliwie do dom powrócił. Pewno, że tak jest, bo inaczej nie wysłałby nam pan swego wspaniałego daru. Tylko żona moja jest bardzo o wielmożnego pana niespokojna i po nocach nie sypia, a nawet chciała, ażebym sam do Warszawy pojechał, zwyczajnie jak kobieta. 5586 Bo to u nas, wielmożny panie, we wrześniu, tego samego dnia kiedy wielmożny pan idąc na zamek spotkał moją matkę przy kartoflach, trafiło się wielkie zdarzenie. Tylko co matka wróciła z pola i nastawiła wieczerzę, aż tu w zamku dwa razy tak strasznie huknęło, jak pioruny, a w miasteczku szyby się zatrzęsły. Matce garnczek wypadł z rąk i zaraz mówi do mnie: 5587 «Leć na zamek, bo tam może bawi się jeszcze pan Wokulski, więc żeby go nieszczęście nie spotkało. I ja też zaraz poleciałem. 5588 Chryste Panie! Ledwieżem poznał górę. Z czterech ścian zamku, co się jeszcze mocno trzymały, została tylko jedna, a trzy zmielone prawie na mąkę. Kamień, cośmy na nim rok temu wycięli wiersze, rozbity na jakie dwadzieścia kawałków, a w tym miejscu, gdzie była zawalona studnia, zrobił się dół i gruzów nasypało w niego więcej niż na stodołę. Ja myślę, że to mury same zawaliły się ze starości; ale matka mówi, że to może kowal nieboszczyk, com o nim wielmożnemu państwu rozpowiadał, że on taką psotę zrobił. 5589 Nic nie mówiąc nikomu o tym, że wielmożny pan szedł wtedy na zamek, przez cały tydzień grzebałem między gruzami, czy, broń Boże, nie stało się nieszczęście. I dopiero, kiedym śladu nie znalazł, ucieszyłem się tak, że na tym miejscu święty krzyż stawiam, cały z drzewa dębowego, nie malowany, ażeby była pamiątka, jako wielmożny pan od nieszczęścia się ocalił. Ale moja żona, kobiecym obyczajem, wciąż się niepokoi… Więc dlatego pokornie upraszam wielmożnego pana ażeby nam dał znać o sobie, że żyje i że zdrów jest… 5590 Ksiądz proboszcz jegomość taki poradził mi wyciąć napis na krzyżu: Non omnis moriar[409]… 5591 Ażeby ludzie wiedzieli, że choć stary zamek, pamiątka z czasów dawnych, w gruzy się rozleciał, to przecie nie wszystek zginął i jeszcze niemało zostanie po nim do widzenia nawet dla naszych wnuków…”

W tej samej porze u doktora był Ochocki i opowiadał mu, że wczoraj z rana powrócił z Petersburga, a w południe odprowadzał na pociąg wiedeński swoją kuzynkę, pannę Izabelę Łęcką, która wyjechała za granicę. 5680 — Wyobraź pan sobie — zakończył — że wstępuje do klasztoru!… 5681 — Panna Izabela?… — zapytał Szuman. — Cóż to, czy ma zamiar nawet Pana Boga kokietować, czy tylko chce po wzruszeniach odpocząć, ażeby pewniejszym krokiem wyjść za mąż? 5682 — Daj jej pan spokój… to dziwna kobieta… — szepnął Ochocki. 5683 — One wszystkie wydają się nam dziwne — odparł zirytowanym głosem doktór — dopóki nie sprawdzimy, że są tylko głupie albo nędzne… O Wokulskim nie słyszałeś pan czego?…

Koło emocji

Prześledź emocje Izabeli Łęckiej i Stanisława Wokulskiego wynikające z ich wzajemnych relacji. Korzystając z narzędzia "ołówek", zaznacz te emocje na kole punktami. Każdemu bohaterowi przyporządkuj inny kolor. Połącz punkty zgodnie z chronologią. Jaką prawidłowość zauważąsz?Co zwróciło Twoją uwagę?

Stanisław Wokulski - romantyk, pozytywista, a może bohater współczesny?

Kim jest Stanisław Wokulski?

Uporządkuj życiorys bohatera.

Wokulski ma wiele twarzy. Przyporządkuj jego działania poszczególnym wizerunkom.

Bolesław Prus nie stosuje charkterystyki bezpośredniej Stanisława Wokulskiego. Czytelnik poznaje tę postać z liczych opinii innych bohaterów, rozważań samego Stanisława Wokulskiego i jego działań. Pisarz nakłania czytelnika do ciagłego interpretowania powieści, wciąga go w proces obserwowania i ostrożnej oceny ludzi. Zapoznaj się z przytoczonymi opiniami o Wokulskim i na ich podstawie nazwij cechy osobowości głównego bohatera powieści.

Polska pisarka, laureatka literackiej nagrody Nobla, Olga Tokarczuk w książce "Lalka i perła" dokonuje psychologicznej analizy postaci bohatera i wprowadza pojęcie "syndromu Wokulskiego"

W ciągu 3 minut zapisz jak najwięcej odpowiedzi na pytanie: kim jest Stanisław Wokulski?

Poniżej macie podane cytaty i nadawcę wypowiedzi. Proszę dopisać pod opinią jakie cechy Wokulskiego zostały ujawnione • Wariat! wariat!... Awanturnik!..-radca Węgrowicz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Ja trochę znam Wokulskiego. Zawsze wydawał mi się człowiekiem skrytym i dumnym [...]. Ale żeby Wokulski zdradzał skłonności do wariacji, tegom nie spostrzegł.-fabrykant powozów Deklewski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Zachciało mu się być uczonym!..-radca Węgrowicz. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Gotował wraz z innymi piwo, które do dziś dnia pijemy, i sam w rezultacie oparł się aż gdzieś koło Irkucka. . .- . . . . . . .-warszawscy kupcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Przez pół roku szukał zajęcia [...], aż nareszcie przy protekcji swego dzisiejszego dysponenta, Rzeckiego, wkręcił się do sklepu Minclowej, która akurat została wdową, i – w rok potem ożenił się z babą grubo starszą od niego. – To nie było głupie – wtrącił ajent.-warszawscy kupcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Ten jednak, wariat, rzucił wszystko i pojechał robić interesa na wojnie. Milionów mu się zachciało czy kiego diabła! . . . –radca Węgrowicz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Niech mię diabli wezmą, jeżeli nie jesteś podobny do żołnierza albo marynarza, ale nigdy do kupca... [...]. Co za pierś... . .-Ignacy Rzecki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Ten spokojny chleb – mówił, zaciskając pięści – dławił mnie i dusił przez lat sześć!... [...] Ileż to razy mówiono o mnie i prawie do mnie, że karmię się z fartucha żony, że wszystko zawdzięczam pracy Minclów, a nic, ale to nic – własnej energii, choć przecie ja podźwignąłem ten kramik, zdwoiłem jego dochody... [...] Sam jeden przez pół roku zarobiłem dziesięć razy więcej aniżeli dwa pokolenia Minclów przez pół wieku. Na zdobycie tego, com ja zdobył pomiędzy kulą, nożem i tyfusem, tysiąc Minclów musiałoby się pocić w swoich sklepikach i szlafmycach.-Stanisław Wokulski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Nie masz pojęcia, co ja wycierpiałem, oddalony od wszystkich, niepewny, czy już kogo zobaczę, tak strasznie samotny. Bo widzisz, najgorszą samotnością nie jest ta, która otacza człowieka, ale ta pustka w nim samym, kiedy z kraju nie wyniósł ani cieplejszego spojrzenia, ani serdecznego słówka, ani nawet-Stanisław Wokulski iskry nadziei... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Liczyłam na jakie kilkanaście rubli, a on, czy uwierzysz, ofiarował mi tysiąc, wyraźnie: tysiąc rubli, i jeszcze powiedział, że na moje ręce nie śmiałby złożyć mniejszej sumy.-Hrabina Joanna Karolowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Niejaki Wokulski, kupiec, żelazny człowiek. • Szalonej energii człowiek, żelazny człowiek. . .-Tomasz Łęcki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Któż by dziś nie znał Wokulskiego [...]. No, elegancki to on nie jest, ale – robi wrażenie... . .panna Florentyna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • pień z czerwonymi rękoma • wygląda na gbura • niemiły człowiek • ta... bezmyślna figura wydaje mi się straszną-Izabela Łęcka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . * „Jego niepodobna było określić jednym wyrazem, a nawet stoma zdaniami. Nie był też do nikogo podobny, a jeżeli można go było czymś porównywać, to chyba – z jakąś okolicą, przez którą jedzie się cały dzień i gdzie spotyka się równiny i góry, lasy i łąki, wody i pustynie, wsie i miasta. I gdzie jeszcze, spoza mgieł horyzontu, wynurzają się jakieś niejasne widoki, już niepodobne do żadnej rzeczy znanej.” Izabela Łęcka ......................................................................................................................................... • Dzielny człowiek, dzielny obywatel... • [...] masz pan... Jeden tytuł: pracę, drugi: uczciwość, trzeci: zdolności, czwarty: energię... Tych tytułów nam potrzeba do odrodzenia kraju [...].-książę . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Jestem dorobkiewiczem, nie mam tytułu... Inny świat... inny świat!... [...] Co za fatalność popycha mnie w tamtą stronę? • Nie pragnę tego, co mógłbym mieć, a szarpię się za tym, czego nie mam.-Stanisław Wokulski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . • Jakaś zagadkowa figura ten pan. • Maniery bardzo złe, ale cóż to za fizjognomia, jaka duma!... Szlachetnej rasy nie ukryje się nawet pod łachmanami. • Ten Wokulski trochę sztywny, ale ma w sobie coś. • Ja bym mu sam oddał córkę. Człowiek, słyszę, porządny, bogaty, posagu nie strwoni... • Ależ to impertynent! -towarzystwo arystokratyczne w salonie hrabiny Karolowej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . - ,,Stopiło się w nim dwu ludzi: romantyk sprzed roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedemdziesiątego. To, co dla patrzących jest sprzeczne, w nim samym jest najzupełniej konsekwentne.” - doktor Szuman - ........................................................................................................................................ ......................................................................................................................................................................

Poniżej znajdują się fragmenty charakterystyki pośredniej bohatera oraz jego przemyślenia. Dopisz, jakie cechy Wokulskiego zostały podkreślone: I nie tylko obchodzili go ludzie. Czuł zmęczenie koni, ciągnących ciężkie wozy, i ból ich karków tartych do krwi przez chomąto. Czuł obawę psa, który szczekał na ulicy, zgubiwszy pana, i rozpacz chudej suki z obwisłymi wymionami, która na próżno biegała od rynsztoka do rynsztoka, szukając strawy dla siebie i szczeniąt. I jeszcze na domiar cierpień, bolały go drzewa obdarte z kory, bruki podobne do powybijanych zębów, wilgoć na ścianach, połamane sprzęty i podartą odzież. Zdawało mu się, że każda taka rzecz jest chora albo zraniona, że skarży się: „Patrz, jak cierpię”, i że tylko on słyszy i rozumie jej skargi. ............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................. Raz przywidziało mu się, że leży na wysokim katafalku, i zaczął myśleć o śmierci. Zdawało mu się, że musi umrzeć koniecznie na paraliż serca; ale ani przerażało go to, ani cieszyło. Niekiedy z ciągłego siedzenia na fotelu cierpły mu nogi, a wówczas myślał, że idzie śmierć i z obojętną ciekawością uważał, jak szybko owo cierpnięcie posuwa się do serca? Obserwacje te chwilowo robiły mu jakby cień przyjemności, ale i one rozpływały się w apatii. ........................................................................................................................................................................... Przypomniał sobie Geista w drewnianych sandałach, później jego dziwny dom otoczony murem… I nagle przywidziało mu się, że ten dom jest pierwszym stopniem olbrzymich schodów, na szczycie których stoi posąg niknący w obłokach. Przedstawiał on kobietę, której nie było widać głowy ani piersi, tylko spiżowe fałdy sukni. Zdawało mu się, że na stopniu, którego dotykają jej nogi, czerni się napis: „Niezmienna i czysta.” Nie rozumiał, co to jest, ale czuł, że od stóp posągu napływa mu w serce jakaś wielkość pełna spokoju. I dziwił się, że on, który był zdolnym doświadczać podobnego uczucia, mógł kochać czy gniewać się na pannę Izabelę albo zazdrościć jej Starskiemu!… 4470 Wstyd uderzył mu na twarz, choć nikogo nie było w pokoju. 4471 Burza, PrzemianaWidzenie znikło, Wokulski ocknął się. Był znowu tylko człowiekiem zbolałym i słabym; ale w jego duszy huczał jakiś potężny głos niby echo kwietniowej burzy, grzmotami zapowiadającej wiosnę i zmartwychwstanie. ...................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

Przeczytaj psychologiczną analizę postaci głównego bohatera Lalki autorstwa Olgi Tokarczuk i wyjaśnij, czym jest „syndrom Wokulskiego”. Gdyby poczuć się przez chwilę psychologiem, można by określić na podstawie przypadku bohatera Lalki pewną jednostkę diagnostyczną – „syndrom Wokulskiego”. Polegałby on na przeświadczeniu, że miłość, przyjaźń, szacunek innych można otrzymać tylko za to, co się robi, a nie za to, kim się jest. Określają mnie moje uczynki; działam, więc jestem. U podstaw takiego przekonania z pewnością leży poczucie niskiej wartości, które musiało powstać bardzo wcześnie, dotyczy bowiem dziecięcego „ja”, które jeszcze nic nie robi – „zaledwie” jest. To tęsknota za miłością bezwarunkową, naturalną i spontaniczną, tęsknota za prostym zachwytem sobą, głębokim fizycznym i psychicznym zadowoleniem z faktu, że się po prostu jest. Gdyby się tego stanu w dzieciństwie doświadczyło, miałoby się potem ogromny zapas samoakceptacji, który powinien wystarczyć na całe życie. W innym przypadku trzeba się wciąż wykazywać, trzeba sobie działaniem i osiągnięciami wyrobić prawo do istnienia. [...] Dramat Wokulskiego bierze się z kompletnego przemieszania dwóch porządków, dwóch światów wartości. W tej konfuzji ma swój udział szczególna epoka, w której przyszło mu żyć. Epoka, w której już obumarły dobrze znane wcześniej drogi religijnego poznania, nie istnieją już uniesienia romantyczne; zostało ciężkie i przytłaczające dziedzictwo rewolucji francuskiej, wyrażające się już zresztą bardziej w stylu architektonicznym Panteonu niż we wciąż żywych ideałach. Wykute w kamieniu słowa Liberté, Égalité, Fraternité na Powiślu nic już nie znaczą. Jest to czas, który ostatecznie wypowie się językiem racjonalizmu i scjentyzmu i który w laboratoriach naukowych ulokuje nadzieje zmiany świata na lepsze. Olga Tokarczuk, Kim jest Wokulski? Syndrom Wokulskiego [w:] tejże, Lalka i perła, Kraków 2001, s. 35–

Stanisław Wokulski - romantyk, pozytywista, a może bohater współczesny?

,,Prus wymyślił dla nas pierwszego polskiego bohatera nowoczesnego i od razu stworzył mit, wzorzec. Wokulski – fascynujący, niepodobny do nikogo w polskiej ani światowej literaturze, rodzimy self-made man (z ang. dosłownie: człowiek zrobiony przez siebie). Jest tworem warunków społecznych i historycznych, ale może też sam się stworzyć. Jest modelem do składania, tak przez samego siebie, jak i przez innych bohaterów, a zwłaszcza przez czytelników” [Ryszard Koziołek, Jak być kochanym (pisarzem)?]

Zajmij stanowisko wobec problemu omawianego na spotkaniu: Stanisław Wokulski - romantyk, pozytywista, czy bohater współczesny? Uzasadnij swoje zdanie, budując portret bohatera z rozsypanych na następnej stronie cech osobowości. Możesz ten zestaw uzupełnić własnymi propozycjami. Pamiętaj, by użyć tylko tych cech, które potrafisz uzasadnić faktami z powieści. Przygotuj ustną prezentację swojego portretu. Wykorzystaj cytaty w funkcji argumentu. Zwróć uwagę na to, że miejce, w którym umieścisz cechę, jest znaczące. (Ktoś twardo stąpa po ziemi, ma głowę w chmurach, bierze własny los w swoje ręce...)

indywidualizm

przedsiębiorczość

mądrość

uczciwość

lojalność

dobroć

racjonalizm

krytycyzmzm

scjentyzm

altruizm

refleksyjność

melancholia

idealizm

energia

introwersja

samotność

wrażliwość

miłość platoniczna

szacunek dla pracy

pracowitość

buntownicza natura

brawura

rozsądek

upór

wytrwałość

Izabela Łęcka w sześciu myślowych kapeluszach

Zbiera informacje – liczby , dane. Działa jak komputer, nie wydaje żadnych opinii. Króluje chłodna logika. Gromadzi dane, systematyzuje, uzupełnia.

Kierują nim emocje, uczucia, przeczucia, intuicja, gust, upodobania estetyczne i inne trudne do wytłumaczenia rodzaje wrażeń. Odczucia wyrażane „na gorąco” bez konieczności ich uzasadniania.

Widzi sprawy w czarnych barwach. Wyszukuje wady, mankamenty, braki. Ma zastrzeżenia. Krytykuje, koncentruje się na słabych punktach.

Widzi sprawy przez różowe okulary. Wyszukuje zalety, atuty, korzyści. Jest pozytywnie nastawiony. Absolutny entuzjasta.

Wyszukuje oryginalne pomysły, innowacyjne rozwiązania. Myśli twórczo. Ucieka od utartych rozwiązań, znanych dróg. Wychodzi poza szablony. Szuka alternatyw. Gdyba…

To dyrygent, przewodniczy dyskusji. Kontroluje przebieg spotkania. Pilnuje przestrzegania zasad gry. Łagodzi spory. Zbiera informacje i tworzy z nich obraz całościowy.

Czy stary Mincel byłby dobrym nauczycielem zawodu?

Jaki powinien być nauczyciel zawodu?

Analiza fragmentu powieści

Kodeks etyki zawodowej subiekta

Nowy subiekt

Ustal, jaki powinien być człowiek, który uczy zawodu. Sporządź zestaw cech pożądanych u nauczyciela zawodu, uzasadnij ich wybór. Uwzględnij wygląd i zachowanie nauczyciela zawodu.

Przeczytaj fragment „Lalki” Bolesława Prusa. a) Zaznacz fragmenty ukazujące postać Mincla oraz jego wypowiedzi. b) Zwróć uwagę na to, jaką wiedzą o sklepie i znajdujących się w nim towarach dysponuje pryncypał. c) Przeanalizuj zachowania bohatera i wyciągnij wnioski. d) Zwróć uwagę na codzienne rytuały pryncypała i określ ich funkcje. e) Zastanów się również nad tym, jak traktuje on subiektów i klientów sklepu. f) Opisz przyzwyczajenia Mincla i ustal, jaki miały one wpływ na sposób terminowania przyszłych subiektów w jego sklepie. g) Przeanalizuj, w jaki sposób Mincel zwraca się do Ignasia, jakie informacje mu przekazuje, w jaki sposób sprawdza zapamiętanie przekazywanej wiedzy. h) Określ cechy Mincla jako nauczyciela zawodu subiekta i skonfrontuj je z początkowymi założeniami. i) W uzasadnieniu odwołaj się do wybranych przez siebie fragmentów oraz do całej powieści Prusa. Bolesław Prus „Lalka” (tom 1, Rozdział III „Pamiętnik starego subiekta”) Właścicielem sklepu był Jan Mincel, starzec z rumianą twarzą i kosmykiem siwych włosów pod brodą. W każdej porze dnia siedział on pod oknem na fotelu obitym skórą, ubrany w niebieski barchanowy kaftan, biały fartuch i takąż szlafmycę. Przed nim na stole leżała wielka księga, w której notował dochód, a tuż nad jego głową wisiał pęk dyscyplin, przeznaczonych głównie na sprzedaż. Starzec odbierał pieniądze, zdawał gościom resztę, pisał w księdze, niekiedy drzemał, lecz pomimo tylu zajęć, z niepojętą uwagą czuwał nad biegiem handlu w całym sklepie. On także, dla uciechy przechodniów ulicznych, od czasu do czasu pociągał za sznurek skaczącego w oknie kozaka i on wreszcie, co mi się najmniej podobało, za rozmaite przestępstwa karcił nas jedną z pęka dyscyplin. Mówię: nas, bo było nas trzech kandydatów do kary cielesnej: ja tudzież dwaj synowcy starego – Franc i Jan Minclowie. Czujności pryncypała i jego biegłości w używaniu sarniej nogi doświadczyłem zaraz na trzeci dzień po wejściu do sklepu. Franc odmierzył jakiejś kobiecie za dziesięć groszy rodzynków. Widząc, że jedno ziarno upadło na kontuar (stary miał w tej chwili oczy zamknięte), podniosłem je nieznacznie i zjadłem. Chciałem właśnie wyjąć pestkę, która wcisnęła się mi między zęby, gdy uczułem na plecach coś jakby mocne dotknięcie rozpalonego żelaza. – A, szelma! – wrzasnął stary Mincel i nim zdałem sobie sprawę z sytuacji, przeciągnął po mnie jeszcze parę razy dyscyplinę, od wierzchu głowy do podłogi. Zwinąłem się w kłębek z bólu, lecz od tej pory nie śmiałem wziąć do ust niczego w sklepie. Migdały, rodzynki, nawet rożki miały dla mnie smak pieprzu. […] Sklep nasz był kolonialno-galanteryjno-mydlarski. Towary kolonialne wydawał gościom Franc Mincel, młodzieniec trzydziestokilkoletni, z rudą głową i zaspaną fizjognomią. Ten najczęściej dostawał dyscypliną od stryja, gdyż palił fajkę, późno wchodził za kontuar, wymykał się z domu po nocach, a nade wszystko niedbale ważył towar. Młodszy zaś, Jan Mincel, który zawiadywał galanterią i obok niezgrabnych ruchów odznaczał się łagodnością, był znowu bity za wykradanie kolorowego papieru i pisywanie na nim listów do panien. Tylko August Katz, pracujący przy mydle, nie ulegał żadnym surowcowym upomnieniom. Mizerny ten człeczyna odznaczał się niezwykłą punktualnością. Najraniej przychodził do roboty, krajał mydło i ważył krochmal jak automat; jadł, co mu podano, w najciemniejszym kącie sklepu, prawie wstydząc się tego, że doświadcza ludzkich potrzeb. O dziesiątej wieczorem gdzieś znikał. W tym otoczeniu upłynęło mi ośm lat, z których każdy dzień był podobny do wszystkich innych dni, jak kropla jesiennego deszczu do innych kropli jesiennego deszczu. Wstawałem rano o piątej, myłem się i zamiatałem sklep. O szóstej otwierałem główne drzwi tudzież okiennicę. W tej chwili, gdzieś z ulicy zjawiał się August Katz, zdejmował surdut, kładł fartuch i milcząc stawał między beczką mydła szarego a kolumną ułożoną z cegiełek mydła żółtego. Potem drzwiami od podwórka wbiegał stary Mincel, mrucząc: Morgen!, poprawiał szlafmycę, dobywał z szuflady księgę, wciskał się w fotel i parę razy ciągnął za sznurek kozaka. Dopiero po nim ukazywał się Jan Mincel i ucałowawszy stryja w rękę, stawał za swoim kontuarem, na którym podczas lata łapał muchy, a w zimie kreślił palcem albo pięścią jakieś figury. Franca zwykle sprowadzano do sklepu. Wchodził z oczyma zaspanymi, ziewający, obojętnie całował stryja w ramię i przez cały dzień skrobał się w głowę w sposób, który mógł oznaczać wielką senność lub wielkie zmartwienie. Prawie nie było ranka, ażeby stryj, patrząc na jego manewry, nie wykrzywiał mu się i nie pytał: – No, a gdzie ty, szelma, latała? […] Stary Mincel i w niedzielę bywał w sklepie. Rano modlił się, a około południa kazał mi przychodzić do siebie na pewien rodzaj lekcji. Sag mir – powiedz mi: was is das? co jest to? Das is Schublade – to jest szublada. Zobacz, co jest w te szublade. Es ist Zimmt – to jest cynamon. Do czego potrzebuje się cynamon? Do zupe, do legumine potrzebuje się cynamon. Co to jest cynamon? Jest taki kora z jedne drzewo. Gdzie mieszka taki drzewo cynamon? W Indii mieszka taki drzewo. Patrz na globus – tu leży Indii. Daj mnie za dziesiątkę cynamon... O, du Spitzbub!... jak tobie dam dziesięć raz dyscyplin, ty będziesz wiedział, ile sprzedać za dziesięć groszy cynamon... W ten sposób przechodziliśmy każdą szufladę w sklepie i historię każdego towaru. Gdy zaś Mincel nie był zmęczony, dyktował mi jeszcze zadania rachunkowe, kazał sumować księgi albo pisywać listy w interesach naszego sklepu. Mincel był bardzo porządny, nie cierpiał kurzu, ścierał go z najdrobniejszych przedmiotów. Jednych tylko dyscyplin nigdy nie potrzebował okurzać dzięki swoim niedzielnym wykładom buchalterii, jeografii i towaroznawstwa. […] Matka naszego pryncypała żyła jeszcze długi czas; kiedy w roku 1853 wróciłem z zagranicy, zastałem ją w najlepszym zdrowiu. Zawsze schodziła rano do sklepu i zawsze mówiła: – Gut Morgen, meine Kinder! De, Kaffee ist schon fertig... Tylko głos jej z roku na rok przyciszał się, dopóki wreszcie nie umilknął na wieki. Za moich czasów pryncypał był ojcem i nauczycielem swoich praktykantów i najczujniejszym sługą sklepu; jego matka lub żona były gospodyniami, a wszyscy członkowie rodziny pracownikami. Dziś pryncypał bierze tylko dochody z handlu, najczęściej nie zna go i najwięcej troszczy się o to, ażeby jego dzieci nie zostały kupcami. Nie mówię tu o Stasiu Wokulskim, który ma szersze zamiary, tylko myślę w ogólności, że kupiec powinien siedzieć w sklepie i wyrabiać sobie ludzi, jeżeli chce mieć porządnych. Źródło: https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/lalka.pdf

Wykorzystując znajomość „Lalki” Bolesława Prusa, sporządź kodeks etyki zawodowej subiekta.

Przygotuj zagadnienia i pytania do rozmowy z kandydatem na stanowisko subiekta w sklepie Stanisława Wokulskiego. Przeprowadź rozmowę rekrutacyjną z jednym kandydatem i przygotuj dla pryncypała notatkę zawierającą rekomendację konkretnego pracownika na stanowisko subiekta w jednym z działów sklepu z uzasadnieniem.

Przypiąć ludzkości skrzydła i stworzyć Raj na ziemi...

„Wariat czy geniusz?...

Prus opisał go jako Juliana Ochockiego

Odkrycia i wynalazki w "Lalce"

Profesor Geist

Czy postęp służy ludzkości?

„Wariat czy geniusz?... – szepnął Wokulski, czując, że sam jest w najwyższym stopniu rozstrojony. – A jeżeli geniusz?...”. Zajmij stanowisko wobec rozmyślań głównego bohatera „Lalki” na temat Juliana Ochockiego. Wykorzystaj załączony fragment oraz wiedzę dotyczącą całej powieści Bolesława Prusa. a) Przypomnij, kim są rozmówcy – Wokulski i Ochocki. Z jakich środowisk społecznych się wywodzą, jakie ma to znaczenie dla ich zachowania. b) Ustal, kto zainicjował spotkanie i w jakim celu. c) Wykaż, co podczas rozmowy interesuje najbardziej Wokulskiego, a co Ochockiego. d) Opisz, jak zachowują się rozmówcy i co na tej podstawie można powiedzieć o ich charakterach. e) Zwróć uwagę na wypowiedzi Ochockiego. O czym świadczy nagromadzenie pytań, wykrzyknień, wypowiedzeń zakończonych wielokropkiem? f) Jaki jest stosunek Ochockiego do kobiet (w tym Izabeli) i do Wokulskiego? g) Wyjaśnij znaczenie słów Ochockiego: „Oszaleję albo... przypnę ludzkości skrzydła...”. Jakie cele życiowe wyznacza sobie bohater? Jakie są możliwości ich osiągnięcia? h) Oceń postawę Ochockiego.

Czy postęp służy ludzkości? Rozważ problem, odwołując się do zamieszczonego niżej fragmentu, całego utworu Bolesława Prusa oraz innego tekstu kultury i faktów historycznych. Jestem profesor Geist, stary wariat, jak mówią we wszystkich kawiarniach pod uniwersytetem i szkołą politechniczną. Kiedyś nazywano mnie wielkim chemikiem, dopóki… nie wyszedłem poza granicę dziś obowiązujących poglądów chemicznych. Pisałem rozprawy, robiłem wynalazki pod imieniem własnym lub moich wspólników, którzy nawet sumiennie dzielili się ze mną zyskami. Ale od czasu gdym odkrył zjawiska nie mieszczące się w rocznikach Akademii[150], ogłoszono mnie nie tylko za wariata, ale za heretyka i zdrajcę… 750 — Tu, w Paryżu? — szepnął Wokulski. 751 — Oho! — roześmiał się Geist — tu, w Paryżu. W jakimś Altdorfie lub Neustadzie[151] kacerzem i zdrajcą jest ten, kto nie wierzy w pastorów, Bismarcka, w dziesięcioro przykazań i konstytucję pruską[152]. Tu wolno kpić z Bismarcka i konstytucji, ale za to pod grozą odszczepieństwa trzeba wierzyć w tabliczkę mnożenia, teorię ruchu falistego[153], w stałość ciężarów gatunkowych[154] itd. Pokaż mi pan jedno miasto, w którym nie ściskano by sobie mózgów jakimiś dogmatami, a — zrobię je stolicą świata i kolebką przyszłej ludzkości… 752 Wokulski ochłonął; był pewny, że ma do czynienia z maniakiem. 753 Geist patrzył na niego i wciąż uśmiechał się. 754 — Kończę, panie Siuzę — mówił dalej. — Porobiłem wielkie odkrycia w chemii, stworzyłem nową naukę, wynalazłem nieznane materiały przemysłowe, o których ledwie śmiano marzyć przede mną. Ale… brakuje mi jeszcze kilku niezmiernie ważnych faktów, a już nie mam pieniędzy. Cztery fortuny utopiłem w moich badaniach, zużyłem kilkunastu ludzi; dziś zaś potrzebuję nowej fortuny i nowych ludzi… 755 — Skądże do mnie nabrał pan takiego zaufania? — pytał Wokulski już spokojny. 756 — To proste — odparł Geist. — O zabiciu się myśli wariat, łajdak albo człowiek dużej wartości, któremu za ciasno na świecie. 757 Kondycja ludzka, Potwór— A skąd pan wiesz, że ja nie jestem łotrem? 758 — A skąd pan wiesz, że koń nie jest krową? — odpowiedział Geist. — W czasie moich przymusowych wakacyj, które niestety, ciągną się po kilka lat, zajmuję się zoologią i specjalnie badam gatunek człowieka. W tej jednej formie, o dwu rękach, odkryłem kilkadziesiąt typów zwierzęcych począwszy od ostrygi i glisty, skończywszy na sowie i tygrysie. Więcej ci powiem: odkryłem mieszańce tych typów: skrzydlate tygrysy, węże z psimi głowami, sokoły w żółwich skorupach, co zresztą już przeczuła fantazja genialnych poetów. I dopiero wśród całej tej menażerii bydląt albo potworów gdzieniegdzie odnajduję prawdziwego człowieka, istotę z rozumem, sercem i energią. Pan, panie Siuzę, masz niezawodnie cechy ludzkie i dlatego tak otwarcie mówię z panem; jesteś jednym na dziesięć, może na sto tysięcy… [...] — Więc posłuchaj — mówił Geist. — Tak zwana ludzkość, mniej więcej na dziesięć tysięcy wołów, baranów, tygrysów i gadów, mających człowiecze formy, posiada ledwie jednego prawdziwego człowieka. Tak było zawsze, nawet w epoce krzemiennej[163]. Na taką tedy ludzkość w biegu wieków spadały rozmaite wynalazki. Brąz, żelazo, proch, igła magnesowa, druk, machiny parowe i telegrafy elektryczne dostawały się bez żadnego wyboru w ręce geniuszów i idiotów, ludzi szlachetnych i zbrodniarzy… A jaki tego rezultat?… Oto ten, że głupota i występek dostając coraz potężniejsze narzędzia mnożyły się i umacniały, zamiast stopniowo ginąć. Ja — ciągnął dalej Geist — nie chcę powtarzać tego błędu i jeżeli znajdę ostatecznie metal lżejszy od powietrza, oddam go tylko prawdziwym ludziom. Niech oni raz zaopatrzą się w broń na swój wyłączny użytek; niechaj ich rasa mnoży się i rośnie w potęgę, a zwierzęta i potwory w ludzkiej postaci niechaj z wolna wyginą. Jeżeli Anglicy mieli prawo wypędzić wilków ze swej wyspy[164], istotny człowiek ma prawo wypędzić z ziemi przynajmniej tygrysy ucharakteryzowane na ludzi… 851 Idealista, Szaleniec„On ma jednakże tęgiego bzika” — pomyślał Wokulski. Później dodał głośno: 852 — Cóż więc panu przeszkadza do wykonania tych zamiarów? 853 — Brak pieniędzy i pomocników. Do ostatecznego odkrycia potrzeba wykonać około ośmiu tysięcy prób, co, lekko licząc, jednemu człowiekowi zabrałoby dwadzieścia lat pracy. Ale czterech ludzi zrobi to samo w ciągu pięciu do sześciu lat…

Programy dla Polski

Wyobraźcie sobie, że w świecie "Lalki" mają się odbyć wybory parlamentarne. Bohaterowie zawiązują partie polityczne i trworzą programy wyborcze. Wcielcie sie w ich role.

Partia proletariacka - furman Wysocki

Partia żydowska - dorktor Michał Szuman

Partia mieszczańska - Ignacy Rzecki

Partia kapitalistyczna - Stanisław Wokulski

Partia arystokratyczna - Tomasz Łęcki

Waszym zadaniem jest przeprowadzenie diagnozy sytuacji w kraju z punktu widzenia wskazanej warstwy społecznej oraz opracowanie 5 punktów programu wyborczego partii. Dobrze przemyślcie swoje argumenty, poprzyjcie je cytatami z powieści. Wasz lider stanie do debaty z pozostałymi liderami.

Ignacy Rzecki i Pamiętnik starego subiekta

Tym razem wciel się w twórcę filmowego lub radiowego albo profesjonalistę przygotowującego prezentacje multimedialne. Twoje zadanie polega na opracowaniu filmu, podcastu lub prezentacji na temat Ignacego Rzeckiego i jego pamiętnika. Materiał powinien obejmować: 1. Prezentację pana Ignacego jako bohatera powieści i drugiego narratora. Postaw tezę interpretacyjną, dlaczego Bolesław Prus właśnie temu bohaterowi powierzył taką funkcję.2. Informacje o wyglądzie, nawykach, przyzwyczajeniach subiekta. 3. Fakty z życia bohatera ułożone w kolejności chronologicznej od dzieciństwa do śmierci.4. Poglądy polityczne pana Ignacego.5. Informacje na temat przyjaźni z Wokulskim i Szumanem.6. Stosunek pana Rzeckiego do kobiet: poglądy na małżeństwo, stosunek do Izabeli Łęckiej, baronowej Krzeszowskiej i Heleny Stawskiej.7. Sądy Rzeckiego na temat świata i kondycji człowieka.8. Odczytany przez Ciebie fragment "Pamiętnika".9. Nagranie fragmentu "Pamiętnika" w wykonaniu zawodowych aktorów (audiobook, film, przedstawienie teatralne).

Ogólna prezentacja bohatera: wyglądu, nawyków, znaczących elementów biografii Pan Ignacy od dwudziestu pięciu lat mieszkał w pokoiku przy sklepie. W ciągu tego czasu sklep zmieniał właścicieli i podłogę, szafy i szyby w oknach, zakres swojej działalności i subiektów; ale pokój pana Rzeckiego pozostał zawsze taki sam. Było w nim to samo smutne okno, wychodzące na to samo podwórze, z tą samą kratą, na której szczeblach zwieszała się, być może, ćwierćwiekowa pajęczyna, a z pewnością ćwierćwiekowa firanka, niegdyś zielona, obecnie wypłowiała z tęsknoty za słońcem. Pod oknem stał ten sam czarny stół obity suknem, także niegdyś zielonym, dziś tylko poplamionym. Na nim wielki czarny kałamarz wraz z wielką czarną piaseczniczką, przymocowaną do tej samej podstawki – para mosiężnych lichtarzy do świec łojowych, których już nikt nie palił, i stalowe szczypce, którymi już nikt nie obcinał knotów. Żelazne łóżko z bardzo cienkim materacem, nad nim nigdy nieużywana dubeltówka, pod nim pudło z gitarą, przypominające dziecinną trumienkę, wąska kanapka obita skórą, dwa krzesła również skórą obite, duża blaszana miednica i mała szafa ciemnowiśniowej barwy stanowiły umeblowanie pokoju, który, ze względu na swoją długość i mrok w nim panujący, zdawał się być podobniejszym do grobu aniżeli do mieszkania. Równie jak pokój, nie zmieniły się od ćwierć wieku zwyczaje pana Ignacego. Rano budził się zawsze o szóstej; przez chwilę słuchał, czy idzie leżący na krześle zegarek, i spoglądał na skazówki, które tworzyły jedną linię prostą. Chciał wstać spokojnie, bez awantur; ale że chłodne nogi i nieco zesztywniałe ręce nie okazywały się dość uległymi jego woli, więc zrywał się, nagle wyskakiwał na środek pokoju i rzuciwszy na łóżko szlafmycę, biegł pod piec do wielkiej miednicy, w której mył się od stóp do głów, rżąc i parskając jak wiekowy rumak szlachetnej krwi, któremu przypomniał się wyścig. Podczas obrządku wycierania się kosmatymi ręcznikami z upodobaniem patrzył na swoje chude łydki i zarośnięte piersi, mrucząc: „No, przecie nabieram ciała”. W tym samym czasie zeskakiwał z kanapki jego stary pudel Ir z wybitym okiem i mocno otrząsnąwszy się, zapewne z resztek snu, skrobał do drzwi, za którymi rozlegało się pracowite dmuchanie w samowar. Pan Rzecki, wciąż ubierając się z pośpiechem, wypuszczał psa, mówił dzień dobry służącemu, wydobywał z szafy imbryk, mylił się przy zapinaniu mankietów, biegł na podwórze zobaczyć stan pogody, parzył się gorącą herbatą, czesał się, nie patrząc w lustro, i o wpół do siódmej był gotów. Obejrzawszy się, czy ma krawat na szyi, a zegarek i portmonetkę w kieszeniach, pan Ignacy wydobywał ze stolika wielki klucz i trochę zgarbiony, uroczyście otwierał tylne drzwi sklepu obite żelazną blachą. t. 1, rozdz. 2, s. 19–20. Zawstydzony, zeszedł pan Ignacy na dół do frontowego przysionka, ściskając pod pachą album i kłaniając się wszystkim damom, około których miał zaszczyt przechodzić. Ta uprzejmość, do której nie nawykli warszawiacy, już w przysionku zrobiła wrażenie. Zaczęto pytać się: kto to jest? a chociaż nie poznano osoby, w lot jednakże spostrzeżono, że cylinder pana Ignacego pochodzi sprzed lat dziesięciu, krawat sprzed pięciu, a ciemnozielony surdut i obcisłe spodnie w kratki sięgają nierównie dawniejszej epoki. [...] – Pewnie jakiś szlachcic z Wołynia – mówili eleganci. – Ale co on ma pod pachą?... – Może bigos albo pneumatyczną poduszkę... [...] Stary subiekt wydobył nawet małą lornetkę i zaczął przypatrywać się fizjognomiom; przy tej zaś okazji zrobił smutne odkrycie, że i jemu przypatrują się z amfiteatru, z dalszych rzędów krzeseł, ba! nawet z lóż... Gdy zaś przeniósł swoje zdolności psychiczne od oka do ucha, pochwycił wyrazy latające jak osy: – Cóż to za oryginał?... – Ktoś z prowincji. – Ale skąd on wyrwał taki surdut?... – Uważasz pan jego breloki przy dewizce? Skandal!... – Albo kto się tak dziś czesze?... t. 1, rozdz. 18, s. 456–457. Lecz im mniej wychodził, tym częściej marzył o jakiejś dalekiej podróży na wieś lub za granicę. Coraz częściej spotykał we snach zielone pola i ciemne bory, po których błąkałby się, przypominając sobie młode czasy. Powoli zbudziła się w nim głucha tęsknota do tych krajobrazów, więc postanowił natychmiast po powrocie Wokulskiego wyjechać gdzieś na całe lato. t. 1, rozdz. 2, s. 32. Poglądy polityczne starego bonapartysty – To nic, wojny nie będzie. Zresztą – westchnął pan Ignacy – co nas obchodzi wojna, w której nie przyjmie udziału Bonaparte. – Bonapartowie skończyli już karierę. – Doprawdy?... – uśmiechnął się ironicznie pan Ignacy. – A na czyjąż korzyść MacMahon z Ducrotem układali w styczniu zamach stanu?... Wierz mi, panie Klejn, bonapartyzm to potęga!... t. 1, rozdz. 2, s. 23–24. Tymczasem ród Bonapartych trząsł Europą za Napoleona I, potem za Napoleona III, a i dzisiaj, choć niektórzy nazywają go bankrutem, wpływa na losy Francji przez wierne swoje sługi, MacMahona i Ducrota. Zobaczycie, co jeszcze zrobi Napoleonek IV, który po cichu uczy się sztuki wojennej u Anglików! t. 1, rozdz. 3, s. 35. Gdzież więc jest sprawiedliwość nagradzająca dobrych?... Zaraz ją zobaczysz, o człowieku małej wiary! Ażeby zaś lepiej przekonać cię, że na tym świecie jest porządek, zapisuję tu następujące proroctwa: [...] mały Lulu jeszcze w tym roku zostanie cesarzem Francuzów pod imieniem Napoleona IV, zbije Niemców na bryndzę i zrobi sprawiedliwość na całym świecie, co mi jeszcze przepowiadał śp. mój ojciec. t. 2, rozdz. 11, s. 338. Od kilku miesięcy utrzymuje się pogłoska, że w dniu 26 czerwca bieżącego roku zginął w Afryce książę Ludwik Napoleon, syn cesarza. I to jeszcze zginął w bitwie z dzikim narodem, o którym nie wiadomo, ani gdzie mieszka, ani jak się nazywa? bo przecie Zulusami nie może nazywać się żaden naród. Tak wszyscy mówią. Nawet miała tam pojechać cesarzowa Eugenia i przywieźć zwłoki syna do Anglii. Czy tak jest w rzeczy samej, nie wiem, bo już od lipca nie czytuję gazet i nie lubię rozmawiać o polityce. t. 2, rozdz. 18, s. 562–563. Przyjaźń Rzeckiego z Wokulskim Słychać szmer w sieniach. Jakaś ręka poszukuje klamki, nareszcie otwierają się drzwi i na progu staje ktoś odziany w wielkie futro upstrzone śniegiem i kroplami deszczu. – Kto to? – pyta się pan Ignacy i na twarz występują mu silne rumieńce. – Jużeś o mnie zapomniał, stary?... – cicho i powoli odpowiada gość. Pan Ignacy miesza się coraz bardziej. [...] zbliża się do gościa wzruszony i zgarbiony więcej niż kiedykolwiek. – Zdaje mi się... – mówi, zacierając ręce – zdaje mi się, że mam przyjemność... Potem gościa prowadzi do okna, mrugając powiekami. – Staś... jak mi Bóg miły!... Klepie go po wypukłej piersi, ściska za prawą i za lewą rękę, a nareszcie oparłszy na jego ostrzyżonej głowie swoją dłoń, wykonywa nią taki ruch, jak by mu chciał maść wetrzeć w okolicę ciemienia. – Cha! cha! cha! – śmieje się pan Ignacy. – Staś, we własnej osobie... Staś z wojny!... Cóż to, dopiero teraz przypomniałeś sobie, że masz sklep i przyjaciół? – dodaje, mocno uderzając go w łopatkę. [...] Gość także się śmiał. Objął Ignacego za szyję i po kilka razy gorąco ucałował go w oba policzki, które stary subiekt kolejno nadstawiał mu, nie oddając jednak pocałunków. [...] – Mój kochany stary! – mówił, biorąc Ignacego za rękę – mój poczciwy stary przyjacielu! Ty nawet nie domyślasz się, jakim ja szczęśliwy, że cię widzę, i jeszcze w tym pokoju. Pamiętasz, ilem ja tu spędził wieczorów i nocy... jak mnie karmiłeś... jak oddawałeś mi co lepsze odzienie... Pamiętasz?... t. 1, rozdz. 4, s. 61–67. Stosunek do kobiet Swoją drogą, niechaj nas Bóg zachowa od damskiej klienteli. Ja może dlatego nie mam odwagi do małżeństwa, że ciągle widuję damy w sklepie. Stwórca świata, formując cud natury, zwany kobietą, z pewnością nie zastanowił się, jakiej klęski narobi kupcom. t. 1, rozdz. 10, s. 260. Szatynka, szare oczy, rysy cudownie piękne, wzrost okazały, a rączki i nóżki – sam smak!... Patrzyłem, jak raz wysiadała z dorożki, i powiem, że mi się gorąco zrobiło wobec tego, com ujrzał... Ach, miałby poczciwy Stasiek wielki z niej pożytek, bo to i ciałka w miarę, i usteczka jak jagódki... A co za biust!... Kiedy wchodzi ubrana do figury, to myślę, że wszedł anioł, który zleciawszy z nieba, na piersiach złożył sobie skrzydełka!... t. 1, rozdz. 10, s. 267. Tak ciągle stała mi przed oczyma pani Stawska i Wokulski... Mój Boże! jaka by to była piękna para [...].(Gdybym był Wokulskim, już bym z nią wracał od ślubu. Co to za kobieta!... co za rysy... co za gra fizjognomii... W życiu nie widziałem nic podobnego!... A rączka, a figurka, a wzrost, a ruchy, a oczy, oczy!...). t. 2, rozdz. 2, s. 72. – Umrę, mówię ci, doktorze, umrę albo... ożenię Stacha z panią Stawską. To kobieta, która ma i rozum, i serce, i za miłość zapłaci miłością, a jemu takiej trzeba. [...] Pożegnałem doktora pełen otuchy. Kocham, bo kocham panią Helenę, ale dla niego... wyrzeknę się jej. t. 2, rozdz. 11, s. 346. Ponieważ jestem kawalerem (nazywają mnie nawet starym) i piszę ten pamiętnik bez obłudy, przyznam więc, że mi się ta wspólność żon trochę podobała. Powiem nawet, że nabrałem niejakiej życzliwości dla socjalizmu i socjalistów. Po co oni jednak koniecznie chcą robić rewolucję, kiedy i bez niej ludzie miewali wspólne żony? t. 1, rozdz. 10, s. 266–267. Scenariusz lekcji 13 Panna Łęcka piękna, bo piękna, ale przecież jest tylko kobietą i dla niej Stach nie popełniałby tylu szaleństw... W tym jest coś z p... (w takich razach najwłaściwiej mówić skróceniami). W tym jest jakieś duże P... t. 2, rozdz. 1, s. 7. Kiedy Kochanowski pisał: „Na lwa srogiego bez obawy siędziesz i na ogromnym smoku jeździć będziesz” – z pewnością miał na myśli kobietę... To są ujeżdżacze i pogromcy męskiego rodu! t. 2, rozdz. 1, s. 46. O kondycji świata i człowieka – Hi! hi! hi! dokąd wy jedziecie, podróżni?... Dlaczego narażasz kark, akrobato?... Co wam po uściskach, tancerze?... Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, wszystko głupstwo!... a wam, gdybyście myśleli, mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!... Po takich i tym podobnych monologach szybko składał zabawki i rozdrażniony chodził po pustym sklepie, a za nim jego brudny pies. „Głupstwo handel... głupstwo polityka... głupstwo podróż do Turcji... głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy... Gdzież prawda?...”. t. 1, rozdz. 2, s. 31–32. ...Ze smutkiem od kilku lat uważam, że na świecie jest coraz mniej dobrych subiektów i rozumnych polityków, bo wszyscy stosują się do mody. Skromny subiekt co kwartał ubiera się w spodnie nowego fasonu, w coraz dziwniejszy kapelusz i coraz inaczej wykładany kołnierzyk. Podobnież dzisiejsi politycy co kwartał zmieniają wiarę: onegdaj wierzyli w Bismarcka, wczoraj w Gambettę, a dziś w Beaconsfielda, który niedawno był Żydkiem. t. 1, rozdz. 3, s. 34. Na świecie dużo jest niedowiarków i ja sam bywam czasami niedowiarkiem i wątpię o Opatrzności Boskiej. Nieraz też, kiedy źle idą polityczne interesa albo kiedy patrzę na nędzę ludzką i na triumfy łajdaków (jeżeli taki wyraz wolno wymawiać), nieraz myślę sobie: „Stary głupcze, nazywający się Ignacym Rzeckim! Ty wyobrażasz sobie, że Napoleonidzi wrócą na tron, że Wokulski zrobi coś nadzwyczajnego, bo jest zdolny, i będzie szczęśliwym, bo jest uczciwy? ... Ty myślisz, ośla głowo, że chociaż hultajom zrazu dzieje się dobrze, a ludziom poczciwym źle, to jednakże w końcu źli zostaną pohańbieni, a dobrzy sławą okryci?... Tak sobie imaginujesz?... Więc głupio imaginujesz!... Na świecie nie ma żadnego porządku, żadnej sprawiedliwości, tylko walka. O ile w tej walce zwyciężają dobrzy, jest dobrze, o ile źli, jest źle; ale ażeby istniała jakaś potęga protegująca tylko dobrych, tego sobie wcale nie wyobrażaj... Ludzie są jak liście, którymi wiatr ciska; gdy rzuci je na trawnik, leżą na trawniku, a gdy rzuci w błoto – leżą w błocie...”. t. 2, rozdz. 11, s. 337. Nie warto żyć... Gdyby nie Stach i nie Napoleonek, to czasem jest mi tak ciężko na świecie, że zrobiłbym sobie co... t. 2, rozdz. 16, s. 464. I to ma być wiek, który nastąpił po XVIII, po tym XVIII wieku, co napisał na swoich sztandarach: wolność, równość, braterstwo? Za cóż ja się, u diabła, biłem z Austriakami? Za co ginęli moi kamraci? t. 2, rozdz. 16, s. 467. Oj, ludzie, ludzie!... Za pełnym talerzem i butelką wleźliby do kanału, a za rublem to już nawet nie wiem gdzie. t. 2, rozdz. 18, s. 565. A jednakże ciężko żyć na świecie. I nieraz myślę sobie: czy naprawdę jest jaki plan, wedle którego cała ludzkość posuwa się ku lepszemu, czyli też wszystko jest dziełem przypadku, a ludzkość czy nie idzie tam, gdzie ją popchnie większa siła?... Jeżeli dobrzy mają górę, wówczas świat toczy się ku dobremu, a jeżeli gałgany są mocniejsi, to idzie ku złemu. Zaś ostatecznym kresem złych i dobrych jest garść popiołu. t. 2, rozdz. 18, s. 567.

Ze znawstwem i przenikliwością zadziwiającą, zwłaszcza na tle polskiej tradycji powieściowej niezbyt przecież dbałej o psychologię, przedstawił Prus neurotyczną stronę osobowości Wokulskiego i Rzeckiego. W wizerunku pana Ignacego jako człowieka żyjącego na poły w świecie realnym, który go coraz bardziej przygniata, na poły w wyimaginowanym, który go coraz słabiej chroni przed brutalną rzeczywistością, zawarł autor Lalki historię nabrzmiewania depresji i nadciągania katastrofy, dającą się dopiero ze stanowiska współczesnej psychoanalizy docenić jako studium mistrzowskie. Pamiętnik starego subiekta jest [...] rewelacyjnym zapisem procesu pogłębiania się neurozy – i jednocześnie dokumentem terapii, która w miarę nasilania się stanów depresyjnych pogarsza sytuację „pacjenta”. [...] Stosunek Prusa do spadku po romantyzmie jest [...] daleki od jednoznaczności. Opinię zdecydowanie ujemną ma w Lalce ten typ dziedzictwa romantycznego, którym od czasu do czasu posila się – czytając pisma „swego kuzyna Zygmunta” – panna Izabela, by się utwierdzić w swych górnolotnych fałszach (Prus- -publicysta miał Krasińskiego za arystokratycznego marzyciela). Ale przy sprawie idealizmu Rzeckiego i Wokulskiego rzeczy się komplikują. Należy przecież wysoko ocenić [...] romantyczną wiarę pana Ignacego w ideały moralne, jego zdolność do poświęceń w imię przyjaźni i jego kult wartości niematerialnych. Należy szanować jego tęsknoty do świata sprawiedliwości i jego upartą wiarę w niepodległość. Nie sama więc zasada idealizmu podlega tu zakwestionowaniu, lecz co najwyżej niektóre mity (zwłaszcza mit Napoleonidów, którzy uporządkują Europę), przejęte przez starego subiekta z dobrodziejstwem inwentarza po romantycznych idealistach. [...] Gdyby Rzeckiemu i Wokulskiemu odjąć to, co jest w nich dziedzictwem romantyzmu, pozostałoby pierwszemu niewiele nad nałogowe wegetowanie, drugiemu – niewiele nad groszoróbstwo, a groszoróbstwo, choćby i z sukcesem majątkowym, nie należy do sfery wartości zalecanych przez Prusa. Z Lalki niedwuznacznie wynika, że ludzie, którzy w tym stuleciu nie „zachorowali” na romantyzm, których duszy romantyzm jakoś nie przeorał, w istocie nie dorośli do rozumienia swojego wieku. Są to bowiem ludzie pokroju pana Tomasza Łęckiego albo pokroju subiekta Mraczewskiego i piwoszów z „renomowanej jadłodajni”. „Wina” więc romantyzmu jest to „wina” błogosławiona. […] Najbliżsi Prusowi bohaterowie Lalki – Wokulski i Rzecki – nie są ani ateistami, ani ludźmi religijnymi. Rzecki do kościoła zajrzy, nawet na mszę da 5 rubli w intencji księcia Napoleona (na wszelki wypadek), ale modliłby się raczej w stylu pewnego – jak powiada – żołnierza rewolucji francuskiej: „Panie Boże, jeżeli jesteś, zbaw [...] duszę moją, jeżeli ją mam”. Bóg Prusa w Lalce pewniej wysłuchałby takiej modlitwy niż dewocyjnych nachalności baronowej Krzeszowskiej. Wysłuchałby, jeśli jest. Żaden z bohaterów Lalki nie jest bardziej od Rzeckiego chrześcijaninem z serca i uczynków. Ale ten człowiek prawdziwie boży nie ma pewności, jaki jest naprawdę sens człowieczego teatru marionetek. Dlatego nękają go – tylekroć nawiedzające także Wokulskiego – myśli samobójcze. Obroni się przed nimi, ale rozumie swego przyjaciela Katza, i rad by, by poznał się na nim Pan Bóg Węgierski. Jeśliby założyć, że Prus rozpisał w tej powieści najważniejsze swoje przemyślenia pomiędzy Wokulskiego i Rzeckiego, to Rzeckiemu przypadłaby w udziale cząstka komplementarna w stosunku do intelektualizmu Wokulskiego. Wokulskiego można bowiem traktować jako wyraziciela postawy nieustępliwie zasadniczej i pozbawionej złudzeń wobec świata, jako maksymalistę, który docieka, projektuje, układa strategię życia na miarę pragnień. Maksymalizm ten, godny podziwu i szacunku, wyraża się w bezkompromisowym zmaganiu ze światem na zasadzie: albo – albo... [...] Rzecki rozumie i ceni Wokulskiego. Zna się na ludziach i o życiu wie niemało, tyle że nie jest to wiedza myśliciela. W szczegółach omylny, ma w sumie mądrość zastanawiająco głęboką. Ludzie mają go za dziwaka, używają sobie na nim, ale przecież on sam nie najgorzej zdaje sobie sprawę z własnych dziwactw. Mają go za naiwnego, ale on sam lepiej od nich wie o tej naiwności, bo ją sobie organizuje, jakby wiedział, że bez tej naiwności nie potrafiłby żyć. Naiwność pana Ignacego nie ma niczego wspólnego ani z brakiem orientacji w świecie, ani z ubóstwem doświadczenia. Mało kogo wyposażył Prus w Lalce w takie mnóstwo doświadczeń jak jego właśnie. I to doświadczeń bolesnych. Ale choć nie spłynęły one po nim bez śladu, choć przyprószyły siwizną jego głowę, a sceptycyzmem jego filozofię życiową, to przecież nie odebrały mu tej dziwnej mocy duchowej, dzięki której siebie i innych ochrania od skrajności zwątpienia. [...] spośród wszystkich bohaterów Lalki on jeden został wyposażony w dzieciństwo. I to nie tylko w dzieciństwo, które kiedyś było i przeminęło, lecz które w nim trwa jako wspomnienie (nikt poza Rzeckim nie wspomina w Lalce swego dzieciństwa), trwa jako składnik postawy (Rzecki lubi skrycie bawi się jak dziecko), jako poczucie pokrewieństwa duchowego z dziećmi (Helunia Stawska nie przypadkiem wyczuwa w nim naturę bliską), jako zdolność rojenia, fantazjowania, marzenia. I to dzieciństwo będzie z nim do chwili ostatniej. Gdy gasnącymi oczyma ogarnia swoje życie, dozwoli mu Prus powrócić wspomnieniem do chłopięcego dymnika na Starym Mieście, by pożegnalnie spojrzał na malejący krążek światłości w stronie praskiego brzegu Wisły. […] Rys dzieciństwa objawia się w Rzeckim zdolnością do „zawieszania” rzeczywistości, narzucania jej znaczeń, których on sam pragnie, do przetwarzania tego, co przykre – w mniej przykre, nieraz w zabawne. To przecież za sprawą Rzeckiego wnika do powieści najwięcej chwil wesołości. To on przyrządza czytelnikowi najważniejsze sceny humorystyczne – i to przyrządza z materii, która bynajmniej „z natury” humorystyczna nie jest. [...] To on przede wszystkim ociepla wizję Warszawy, jaką mamy w Lalce. On, a nie Wokulski. Wokulski z rzadka patrzy na Warszawę jako na swój dom. Rzecki też przede wszystkim jest – niczym Mickiewiczowska pieśń gminna – arką przymierza między dawnymi a młodszymi laty, pamięcią o żołnierzach-tułaczach, o wielkich nadziejach i ważnych doświadczeniach przeszłości. Józef Bachórz, Wstęp [w:] Bolesław Prus, Lalka, Wrocław 1991, s. LV–LXVI.

„Marionetki!… Wszystko marionetki!… Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko, co im każe sprężyna, taka ślepa jak one…” - "Lalki" związki z filozofią

Ulubiona zabawa Ignacego Rzeckiego

Skomentuj

Przygotuj referat

Wydobywanie się Wokulskiego z piwnicy

Skomentuj

Pierwszym tego widocznym dowodem jest obraz starego subiekta wyjmującego z szaf w sklepie mechaniczne zabawki, nakręcającego je i snującego rozważania o ludzkim losie zadziwiająco podobnym do sytuacji lalek. Nie bez znaczenia jest dla nas fakt, że obraz pojawia się w drugim rozdziale I tomu i w ostatnim rozdziale II tomu, upraszczając nieco: na początku i na końcu. Mamy zatem objęcie przez autora całej historii spojrzeniem zdystansowanego myśliciela. Niekiedy podczas tych samotnych zajęć w starym subiekcie budziło się dziecko. Wydobywał wtedy i ustawiał na stole wszystkie mechaniczne cacka. Był tam niedźwiedź wdrapujący się na słup, był piejący kogut, mysz, która biegała, pociąg, który toczył się po szynach, cyrkowy pajac, który cwałował na koniu, dźwigając drugiego pajaca, i kilka par, które tańczyły walca przy dźwiękach niewyraźnej muzyki. Wszystkie te figury pan Ignacy nakręcał i jednocześnie puszczał w ruch. A gdy kogut zaczął piać łopocząc sztywnymi skrzydłami, gdy tańczyły martwe pary, co chwilę potykając się i zatrzymując, gdy ołowiani pasażerowie pociągu, jadącego bez celu, zaczęli przypatrywać mu się ze zdziwieniem i gdy cały ten świat lalek, przy drgającym świetle gazu, nabrał jakiegoś fantastycznego życia, stary subiekt podparłszy się łokciami śmiał się cicho i mruczał: — Hi! hi! hi! dokąd wy jedziecie, podróżni?… Dlaczego narażasz kark, akrobato?… Co wam po uściskach, tancerze?… Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, wszystko głupstwo!… a wam, gdybyście myśleli, mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!… Po takich i tym podobnych monologach szybko składał zabawki i rozdrażniony chodził po pustym sklepie, a za nim jego brudny pies. „Głupstwo handel… głupstwo polityka… głupstwo podróż do Turcji… głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy… Gdzież prawda?…” A to z finału: Jak zwykle, tak i tym razem wydobył wszystkie, zapełnił nimi cały kontuar i wszystkie jednocześnie nakręcił. Po raz tysiączny w życiu przysłuchiwał się melodiom grających tabakierek i patrzył, jak niedźwiedź wdrapuje się na słup, jak szklana woda obraca młyńskie koła, jak kot ugania się za myszą, jak tańczą krakowiacy, a na wyciągniętym koniu pędzi dżokej. I przypatrując się ruchowi martwych figur po tysiączny raz w życiu powtarzał: „Marionetki!… Wszystko marionetki!… Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko, co im każe sprężyna, taka ślepa jak one…” Kiedy źle kierowany dżokej wywrócił się na tańczących parach, pan Ignacy posmutniał. „Dopomóc do szczęścia jeden drugiemu nie potrafi — myślał — ale zrujnować cudze życie umieją tak dobrze, jak gdyby byli ludźmi…” Oczywiście, widoczna jest tu myśl egzystencjalna obecna w kulturze od najdawniejszych czasów. Przypomnieć wypada choćby Koheleta z jego „vanitas vanitatum et omnia vanitas”, czyli wszystko jest marnością. Tak jak powiada pan Ignacy: „głupstwo handel, polityka, całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy”.

Skomentuj refleksje Rzeckiego. Wyjaśnij, jak rozumiesz jego słowa, a następnie poszukaj uzasadnienia dla takiego stanowiska w fabule "Lalki". Zdecyduj, kto jest marionetką w świecie powieściowym. Uzasadnij swoje zdanie.

Korzystając z Leksykonu "Lalki" przygotuj referat na temat związków powieści z filozofią epoki.

Góra i dół…W Pamiętniku starego subiekta Rzecki opisuje okoliczności, w jakich poznał Wokulskiego: Pamiętam (był to rok 1857, może 58), zaszedłem raz do Hopfera, u którego pracował Machalski. – A gdzie pan Jan? – pytam chłopca. – W piwnicy. Zaszedłem do piwnicy. Patrzę, mój pan Jan przy łojówce ściąga lewarem wino z beczki do butelek, a we framudze majaczą jakieś dwa cienie: siwy starzec w piaskowym surducie, z pliką papierów na kolanach, i młody chłopak z krótko ostrzyżonym łbem i miną zbója. To był Stach Wokulski i jego ojciec[9]. Na kolejnych stronach Rzecki opisuje okoliczności towarzyszące odejściu Wokulskiego z winiarni Hoppera: Dziwne było jego pożegnanie ze sklepem; pamiętam to, bo sam po niego przyszedłem. Hopfera ucałował, a następnie zeszedł do piwnicy uściskać Machalskiego, gdzie zatrzymał się kilka minut. Siedząc na krześle w jadalnym pokoju słyszałem jakiś hałas, śmiechy chłopców i gości, alem nie podejrzewał figla. Naraz (otwór prowadzący do lochu był w tej samej izbie) widzę, że z piwnicy wydobywa się para czerwonych rąk. Ręce te opierają się o podłogę i tuż za nimi ukazuje się głowa Stacha raz i drugi. Goście i chłopcy w śmiech. – Aha! – zawołał jeden stołownik - widzisz, jak trudno bez schodów wyjść z piwnicy? A tobie zachciewa się od razu skoczyć ze sklepu do uniwersytetu!… Wyjdźże, kiedyś taki mądry… Stach z głębi znowu wysunął ręce, znowu chwycił się za krawędź otworu i wydźwignął się do połowy ciała. Myślałem, że mu krew tryśnie z policzków. – Jak on się wydobywa… Pysznie się wydobywa!… – zawołał drugi stołownik. Stach zaczepił nogą o podłogę i po chwili był już w pokoju. Nie rozgniewał się, ale też nie podał ręki żadnemu koledze, tylko zabrał swój tłomoczek i szedł ku drzwiom. – Cóż to, nie żegnasz się z gośćmi, panie doktór!… – wołali zanim stołownicy Hopfera. Szliśmy przez ulicę nie mówiąc do siebie. Stach przygryzał wargi, a mnie już wówczas przyszło na myśl, że to wydobywanie się z piwnicy jest symbolem jego życia, które upłynęło na wydzieraniu się ze sklepu Hopfera w szerszy świat[10]. Już na poziomie narracji Rzeckiego „wydobywanie się z piwnicy” przez Wokulskiego rozpatruje się w kategoriach symbolicznych – wzbogacone jest dodatkową semantyką. Rzecki je odczytuje przez pryzmat życia swojego „Stacha”. Warto może jednak przyjrzeć się mu również z nieco innej perspektywy – w kontekście całości utworu. Młody Wokulski chce porzucić pracę w winiarni i wstąpić na kursy przygotowawcze do egzaminów na uniwersytet. Zatem jego ruch ku górze jest też, z innej perspektywy, ruchem ku wiedzy, nauce[11]. Bo też nauka i wiedza wydają się w świecie powieści Prusa ściśle powiązane z kategorią góry i ruchu ku górze. Najwyraźniej widać to w przypadku nurtującego, zwłaszcza Ochockiego, problemu skonstruowania machiny latającej z materiału o ciężarze większym od powietrza. Ochocki jest w świetle całości utworu naukowcem-idealistą, chcącym „przypiąć ludzkości skrzydła”. Ta sama idea – z małym jednakże zastrzeżeniem – stała się też celem życia profesora Geista, który chciałby jednak przyszłe machiny latające, wykonane z materiału lżejszego od powietrza, podarować tylko „prawdziwym ludziom”, to jest przyszłej idealnej społeczności, pozbawionej przywar ludzi mu współczesnych. W odróżnieniu od Ochockiego, który w pewnym sensie przystosowuje swoje koncepcje do realiów rzeczywistego świata, Geist wydaje się naukowym szarlatanem albo idealistą-marzycielem, naukowym romantykiem. Sam Wokulski próbował w młodości rozwiązać problem sterowania balonami – jedynym znanym wówczas rodzajem statku powietrznego. Motyw balonu pojawia się na kartach powieści Prusa jeszcze kilkakrotnie i zawsze w powiązaniu z osobą Wokulskiego. Podczas pobytu w Paryżu bohater widzi unoszącą się „poza Tuileryjskim ogrodem, ogromną czarną kulę, która szybko szła w górę, zatrzymała się pewien czas i powoli opadła na dół”[12], którą od razu identyfikuje jako będący atrakcją wystawy światowej balon Giffarda. W trakcie swoich wędrówek po stolicy Francji Wokulski odbywa lot balonem. Nie jest on bezpośrednio opisany w warstwie narracyjnej – dowiadujemy się o nim najpierw z rozmowy bohatera z Geistem, a później z Suzinem. Pierwszy najprawdopodobniej leciał razem z Wokulskim i dostrzegł w jego zachowaniu zamiar samobójczy. Sam lot balonem nie jest dla niego niczym dziwnym. Natomiast Suzin traktuje czyn Wokulskiego jako coś gorszącego („Ty wałęsasz się z głową na dół albo do góry, na nic nie patrząc, albo nawet (wstyd powiedzieć chrześcijaninowi!) latasz w powietrze balonem…”[13]). Jeszcze później, podczas pobytu u prezesowej Zasławskiej, kiedy nagabywany przez pannę Felicję przyznaje, że latał balonem (czym notabene od razu wzbudza ożywione zainteresowanie Ochockiego), ale trywializuje wrażenia wywołane lotem. Zresztą, jak się wydaje, w świecie wewnętrznym Lalki Wokulskiemu nie jest przeznaczony wzlot ku górze w aspekcie pozytywnym – jego wypełniony gazem balon uszkodził się, uderzając o sufit, a lot balonem Giffarda wywołał myśli samobójcze. Jeśli przyjąć, że kategoria góry związana jest w świecie powieści Prusa z obszarem nauki, wiedzy czy mądrości, to należałoby poddać reinterpretacji kilka przynajmniej elementów tego świata. I tak, skoro podczas swojej przechadzki po Powiślu bohater widzi w górze budynki uniwersyteckie, to znajdują się one jak gdyby „na swoim miejscu”. Podobnie ma się rzecz z rozmową Wokulskiego z Ochockim w Ogrodzie Botanicznym. Wiemy z doświadczenia pozatekstowego, że ogród botaniczny pełni funkcje edukacyjne. Warszawski ogród botaniczny pozostawał w czasach Prusa pod zarządem Uniwersytetu. Bohaterowie – rozważając kwestie związane z nauką – usytuowani zostali na górze/wzgórzu, z którego rozciągał się widok na Łazienki. Jeśli już mowa o Łazienkach, to sam park – pamiętajmy, iż w świecie powieści usytuowany jest poniżej Ogrodu Botanicznego – to obszar związany ze sferą uczuć. Wokulski przyjeżdża tu niemal codziennie, by zobaczyć spacerującą pannę Izabelę, a jego duszą targają w tym miejscu przeróżne namiętności. Już choćby z tego powodu przestrzeń należałoby zakwalifikować jako obszar w pewnym sensie „romantyczny”… Jeśli obszar „góry” i ruch ku górze wiążą się w świecie powieści Prusa z kategorią wiedzy, nauki i najogólniej rozumu, to obszar „dołu” i ruch ku dołowi powinny wiązać się z pierwiastkiem uczuciowym i, najogólniej rzecz biorąc, „romantycznym”. Migawki z młodości Wokulskiego, jakie poznajemy za pośrednictwem Pamiętnika starego subiekta, najczęściej ukazują głównego bohatera powieści w przestrzeni piwnicy. To w piwnicach odbywają się nielegalne zebrania młodzieży, na których przemawia najczęściej pan Leon. Na jednym z takich spotkań ma miejsce następująca sytuacja: Co się tam działo, dobrze nie wiem, bo najdziksze fantazje przebiegały mi po głowie. Marzyło mi się, że pan Leon mówi, jak zwykle, o potędze wiary, o upadku duchów i o potrzebie poświęcenia, czemu głośno wtórowali obecni. Zgodny chór jednakże osłabnął, gdy pan Leon zaczął tłomaczyć, że należałoby nareszcie wypróbować owej gotowości do czynu. Musiałem być bardzo nietrzeźwy, skoro przywidziało mi się, że pan Leon proponuje, ażeby kto z obecnych skoczył z Nowego Zjazdu na bruk idącej pod nim ulicy, i że na to wszyscy umilkli jak jeden mąż, a wielu pochowało się za beczki. – Więc nikt nie zdecyduje się na próbę?!… – krzyknął pan Leon załamując ręce. Milczenie. W piwnicy zrobiło się pusto. – Więc nikt?… nikt?… – Ja – odpowiedział jakiś prawie obcy mi głos. Spojrzałem. Przy dogorywającej świeczce stał Wokulski[14]. Wokulski decyduje się na czyn, który ma w sobie pewien pierwiastek samobójczy, a który ma być jednocześnie próbą gotowości do „czynu” w takim sensie, w jakim pojmowali go romantycy, i swoistą próbą wiary. Ruch ku dołowi, na który decyduje się bohater, jest w gruncie rzeczy obarczony elementem autodestrukcyjnym, jest ruchem ku śmierci. Identycznie zresztą wygląda sytuacja w przypadku niedoszłej próby skoku z balonu Giffarda. Taką interpretację obszaru dołu i ruchu w dół potwierdza również opowiadanie o zaklętej pannie i kowalu, które z ust Węgiełka słyszą Wokulski i Izabela w ruinach zasławskiego zamku. Wejście do podziemi znajdowało się – według tej legendy – na dnie potoku pod wielkim kamieniem. Leżąca w podziemiach panna pogrążona była w stanie ni to snu, ni to śmierci. Natomiast kowala, który skoczył do tych podziemi, spotkała ostatecznie śmierć[15]. https://nowynapis.eu/czytelnia/artykul/poetyka-przestrzeni-lalki-wprowadzenie-do-tematu Poetyka przestrzeni „Lalki". Wprowadzenie do tematu - Roman Bobryk | Nowy NapisPo uwzględnieniu faktu wielokrotnego opisywania, warszawskich zwłaszcza, realiów, w których rozgrywa się akcja Lalki, można byłoby z całą...Nowynapis

Skomentuj scenę w piwnicy Hopfera. Dlaczego Rzecki uważa, że jest to scena symbolizująca życie Wokulskiego? Przytocz odpowiednie fakty.

Źródła

http://warsztatybibliotekarskie.pedagogiczna.edu.pl/nr-22015-46/stanislaw-wokulski-czlowiek-zagadka-paradoks-czy-meczennik-albo-scenariusz-zajec/ https://teatrotekaszkolna.pl/konspekt/detal?id=71 http://edukacjafilmowa.pl/lalka/ https://pracowniapolonisty.pl/materialy-do-pracy/scenariusze-lekcji/poznajmy-sie-stanislawie-wokulski-charakterystyka-glownego-bohatera-powiesci-boleslawa-prusa-pt-lalka/ http://www.wodnskierniewice.eu/images/pliki/publikacje/plikiWMO/2.1%20Lekcje%20nie%20musz%20by%20nudne%20...%20czyli%20jak%20zaintereso%20m%20literatur.pdf http://humanisci-zsm.enf.pl/content/materialy.html#lalka http://kreatywnypolonista.blogspot.com/2018/12/tym-razem-lalka-i-stanisaw-wokulski.html https://nplp.pl/artykul/wokulski-stanislaw/ https://nplp.pl/artykul/lecka-izabela/ http://humanisci2013.blogspot.com/2016/04/obrona-eckiej.html http://alicjaminicka.blogspot.com/2011/08/obrona-izabeli-eckiej.html http://lalka.maturapolski.pl/obrona-izabeli-leckiej-nieznane-oblicze/ http://nplp.pl/artykul/odkrycia-i-wynalazki/ https://nplp.pl/artykul/geist/ http://www.klasykaliteraturyifilmu.pl/2017/08/28/lalka-zwiazki-z-filozofia/ Józef Bachórz Wstęp. W: Bolesław Prus: Lalka T. 1. Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1998, s. CXLIV. ISBN 83-04-04381-5.Olga Tokarczuk, Lalka i perła. Wydawnictwo LiterackieRenata Bryzek, Wioletta Kozak, Twórcze lekcje języka polskiego w szkole ponadpodstawowej. Poradnik dla nauczycieli. OREDorota Samborska-Kukuć Moje czytanie "Lalki" Czytanie Literatury: Łódzkie Studia Literaturoznawcze nr 1, 171-178 2012

Dziękuję za współpracę

Radosława Górska

Odwiedź mnie i zostaw komentarz:

Napisz do mnie: radgor@onet.pl